niedziela, 19 maja 2024

Niesmak

 O zgrozo, spałam dzisiaj do godziny czternastej z minutami. Dzień był więc krótki, spędziłam go w domu oraz przed domem na leniwych pogawędkach z sąsiadami z naszego wspólnego szeregowego domu.

Zniesmaczyła mnie sąsiadka i z trudem się powstrzymałam od zwrócenia jej uwagi. Jakoś głupio strofować panią w wieku moich rodziców, ale aż mnie język świerzbiał.

Otóż na naszym podwórku, w sąsiednim budynku mieszka pani Andzia (zmieniam imię). Na panią Andzię sąsiedzi są nieźle wkurzeni, bo znosi zewsząd rupiecie i zagraca nimi wspólną klatkę schodową, pełno jej manatków też na jej działce i na wspólnym podwórzu. Poza tym Andzia kradnie, co dotknęło i mnie, gdy lekkomyślnie pozostawiłam na zewnętrznym parapecie garnek. Wyciąga też że śmietnika to, co wyrzucą inni - stare książki, czasopisma, ubrania - wszystko jej się przydaje.
Chora jest kobieta i to bez grama ironii, cierpi na jakieś zaburzenia, a jej dzieci jakoś nie bardzo chcą i potrafią się nią zająć, dopilnować itd. Zresztą dzieci wychowywane przez niepełnosprawną umysłowo matkę pewnie nie mają właściwych wzorców. Kogóż tu obwiniać? Andzia przecież także się o swoją chorobę nie prosiła.

Andzia wie, że jej nie lubią i bywa, że odwzajemnia i okazuje niechęć. Niedawno na działce pchnęła sąsiadkę, której "hektary" przylegają do jej ziemi. Sąsiadka nie pozostała dłużna i wezwała policję...

Swego czasu Andzia zrobiła sobie ze mnie powierniczkę i wylewała przede mną swoje wyssane z palca skargi na kolejną z sąsiadek. Za którymś razem straciłam cierpliwość i powiedziałam: "Ileż można o tym słuchać, pani Andziu?", co poskutkowało zaprzestaniem zwierzania się.

Takie to "klimaty" na tym naszym podwórku. Żartuję, że się kiedyś o książkę pokuszę, bo galeria postaci jest doprawdy urozmaicona. Niestety, to, co barwne, nawet śmieszne, bywa jednocześnie tragiczne. Alkoholizm również ma tu się nieźle... a raczej miał, bo galerię postaci uszczupliła już śmierć.

Dziś lało jak z cebra, ale nasza szeregówka ma zadaszenie, więc siedzieliśmy sobie na świeżym powietrzu, przyglądając się Andzi, której ulewa nie zraziła i nie zniechęciła do "latania" po podwórzu i działce. Nałożyła jakąś szmatę na głowę i robiła swoje. W pewnym momencie znikła za domem, więc sąsiadka X. (ta, która wzywała kiedyś policję), poszła zobaczyć, co tam się dzieje. Stanęła nieopodal i zaczęła śmiać się na całe gardło. Trwało to dość długo, więc w końcu i ja podeszłam popatrzeć,

...A tam nic specjalnego. Andzia jak Andzia, niczym nie zaskakiwała. Chodziła po działce z tą swoją płachtą na głowie. Wróciłam na swoje miejsce wzruszając ramionami. X. nadal zanosiła się śmiechem - szyderczym, agresywnym... Wołała męża, żeby też popatrzył, ale mąż nie reagował, siedział sobie spokojnie. Jedyny komentarz, na jakiś się zdobyłam głośno, brzmiał: "To nie jest śmieszne". Mąż X. potwierdził.

X. to, za przeproszeniem, baba siedemdziesięcioletnia. Wstydziłaby się! Rozumiem jej niechęć do Andzi, ale to nie usprawiedliwia ani agresji, ani chamstwa. Już w przedszkolu uczono mnie, że nie wyśmiewamy się ze słabszych, chorych, ułomnych.

Andzię traktują podle. Rok temu zebrało się pod moim domem towarzystwo i rozochocona G. - jeszcze inna sąsiadka uznając to za świetny dowcip ukradła ozdobny słonecznik, który Andzia wyhodowała przed swoim blokiem. Niestety nie zareagowałam na to i nie przysparza mi to dumy z siebie.
Dziś też milczałam, bo gdzieś we mnie tkwi, że nie poucza się starszych, że to oznaka braku szacunku. Więc nie śmiałam powiedzieć, co myślę.

A głupota, jak widać, nie ma wieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz