Przeziębienie, grypa czy cokolwiek to było - już w odwrocie. Uradowana tym faktem wskoczyłam na rower i ruszyłam na podbój miasta :) Odwiedziłam sklep ogrodniczy oraz... a jakże - szmateks.
W ogrodniczym nabyłam nasiona tzw. łąki kwietnej. Znudziły mi się już warzywa. Moja maleńka rodzina nie potrzebuje wiele jedzenia, działeczka zresztą jest niewielka i niespecjalnie się na niej można "rozpędzić" z uprawami. Właściwie ten warzywniak to było bardziej hobby, zabawa niż potrzeba. Na domiar tego wszystkiego systematyczna praca wychodzi mi... niesystematycznie. A to nogi mnie bolą od dłuższego stania, a to gorąco i się nie chce... no i doszłam do wniosku, że najbardziej na świecie to ja kocham siedzieć z książką przed domem albo sobie z tego domu iść gdzieś w świat.
No, to będzie łąka kwiatów, ku uciesze oczu, pszczół i motyli.
Szmateksy to moja słabość, której wydałam małą wojnę. Odwiedzam je rzadziej, bo wiem, czym się może skończyć wizyta. Ano tym, co dziś: planowałam jedynie zakup dresowych spodni do czekającego mnie sanatorium, a w oko wpadła też mało praktyczna ale o bardzo ciekawym fasonie bluza w moim ulubionym granacie, drugie spodnie sportowe a la szarawary i sznurowane sandały na platformie, które już widzę oczami wyobraźni w towarzystwie moich zamaszystych długich sukienek.
No, dooobra, jeszcze dżinsowa bluzeczka...
Na szczęście był dziś dzień przeceny, bo na ogół wybieram takie właśnie okazje.
Już w tym szmateksie poczułam lekki niepokój, ale prawdziwy ból "babskich spraw" dał o sobie znać dopiero po powrocie do domu. Grypa w odwrocie, ale brzuch odezwał się z niezaznaną od bardzo dawna siłą.
Powlokłam się do sklepu w sąsiedztwie po ibuprom, modląc się, by nie zemdleć po drodze, bo robiło mi się słabo (nie miał mi kto pomóc, syna dziś nie ma w domu). Jeszcze w sklepie połknęłam tabletkę, pod sklepem usiadłam na murku i zaczekałam aż specyfik zacznie jako tako działać. Po dowleczeniu się do domu położyłam się do łóżka w towarzystwie gorącej herbaty. Dobrą chwilę potrwało, nim doszłam do siebie.
Na planowane działkowe prace zabrakło czasu i sił.
Warto i takie ewentualności przewidzieć w domowej apteczce, choć w naszym domu, na szczęście, bardzo rzadko zachodzi taka potrzeba.
I ot, taki dzień za mną, kiedy to "człowiek planuje, a Pan Bóg plany krzyżuje".
Ale już dobrze. Udało mi się nawet nadrobić kilka spowodowanych chorobą domowych zaległości i zaniedbań.
A teraz czas relaksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz