piątek, 3 maja 2024

Jeszcze o relacjach

Poczułam dzisiaj, że brakuje mi koleżeńskich, serdecznych spotkań, że chętnie poszłabym z D. na spacer. Zaraz jednak pomyślałam: czy aby na pewno? Czy to nie jedynie poczucie pustki i braku? Czy chcę relacji za wszelką cenę?
Nie, niekoniecznie.

Nie jest to tak, że nie ucieszyłoby mnie towarzystwo D., że nie miałabym z niego przyjemności. Nie jest to jednak też coś, o co potrzebowałabym walczyć, zabiegać, bez czego trudno mi się obejść. Po prostu wiedziałabym, co mogę od niej dostać, a czego spodziewać się od innych. Niby niczego to nie zmienia, a zmienia wiele.
D. się nie odzywa, a ja nie ubolewam. Zastanawia mnie jednak, jak bardzo musiałam ugodzić ją w jakiś czuły punkt, chyba trafiłam celniej, niż gdybym się o to starała. Czyli? Powiedziałam jakąś prawdę. I chyba jest to prawda o nas obu, bo ja również, jak już pisałam, sporo zamiatałam pod dywan.
Coś się odkryło, odsłoniło.
Nie wiem, D., czy jeszcze wrócimy do siebie, ale cokolwiek się stanie - akceptuję. Dziękuję za miłe chwile i wspomnienia, bo ich nie brakuje.

Druga koleżanka odzywa się, pyta, co słychać. Nie narzuca się, czuję i tu pewien dystans, ale relacja jest. Powiedziałyśmy sobie otwarcie, czego sobie nie życzymy, co nam się nie podoba i wszystko jest jasne. I takie układy cenię.
Mam i tu jednak pewne refleksje: zachłysnęłam się atmosferą bliskości, która na chwilę wprost wybuchła między nami trzema niczym między egzaltowanymi nastolatkami. Miło było, nie powiem...
Teraz jakoś "ustawiłam" sobie spojrzenie na X. Widzę, z czym nam nie po drodze, ale o.k., niech każda idzie swoją drogą i nie wchodzi w cudzą. Niech jak najczęściej nasze drogi będą równoległe, bo to miłe, ale nie łudźmy się, że będą zawsze i tego nie oczekujmy. Mamy też odcinki wspólne, a nawet miejscami nasze ścieżki łączą się w jedną.
Są w moim życiu osoby, z którymi po drodze mi znacznie bardziej, choć spędzamy ze sobą stosunkowo niewiele czasu. To moja przyjaciółka z bardzo długim stażem przyjaźni. I z nią zaliczyłam kilka poważniejszych zgrzytów, a jednak relacja wciąż się broni, docieramy się... prawie jak w małżeństwie :)

Ot, życie... Niech się toczy i płynie, a wraz z nim nasze znajomości.



Jeszcze trochę "słabowata" jestem, ale może wybiorę się na spacer z kijkami i najbliższą mi osobą - sobą. Tego towarzystwa też potrzebuje, lubię i coraz bardziej doceniam.

4 komentarze:

  1. Bycie w prawdzie ze sobą czasami boli:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami tak, ale nawet ten ból jest jakiś inny, niż dawniej. Bardziej... - jak to powiedzieć? - oswojony?

      Usuń
  2. Pamiętam jakiś program dziecięcy sprzed lat, może to był Tik-Tak, a może coś innego. Psycholog przyniosła do studia pudełko i powiedziała dzieciom, że w środku każde z nich zobaczy swojego najlepszego przyjaciela. Na dnie było lustro i dziecko zaglądając widziało własne odbicie. To my dla nasz jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, kochajmy się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest już niemalże truizm - tyle się o tym można naczytać dziś, w dobie coraz bardziej dostępnej wiedzy psychologicznej, rozwojowej, duchowej itd. Ale to przede wszystkim trzeba POCZUĆ. Chyba wciąż się tego uczę, ale gdy przypomnę sobie te momenty mojego życia, gdy czułam się osamotniona (w różny sposób, z różnych powodów, czasami bardzo dotkliwie)... Dzisiaj zdecydowanie jestem innym człowiekiem, jestem już w innym miejscu - lepszym o niebo.

      Usuń