wtorek, 10 marca 2020

Motyl i... sukienka

Szafiarką nie jestem, nie mam cierpliwości ani zamiłowania do szczegółu, aby każdego dnia pracowicie cyzelować swój wizerunek. Nie jest dla mnie problemem, że mi torebka nie pasuje do butów, jednak bliskie mi jest wyrażanie siebie poprzez strój. Lubię to, lubię w ubiorze rozmaite "klimaty", lubię gdy strój "opowiada" o jego właścicielu.
Wpadło mi dziś do głowy, że te błahe na pozór wycinki naszego życia opowiadają o nas bardzo wiele, wiele też mają do powiedzenia nam, stając się przyczynkiem do iście filozoficznych dywagacji..
Choćby to komponowanie garderoby, pragnienie posiadania tego czy tamtego, zazdrość, że ktoś coś ma, a ja nie...
Uważam, że trzeba być sobą, a jednak nieobce mi takie zachwiania równowagi, chwilowe utraty umiaru i rozsądku.
A przecież nie muszę mieć wszystkiego. Przecież nie muszę brać każdej rzeczy, jaką mi ofiarowują, w nadziei, że coś da się z nią zrobić (aczkolwiek to też bardzo przydatna umiejętność). Przecież o wiele korzystniej wychodzę na tym, że podążam za własną intuicją, wybieram to, co naprawdę "czuję". Przecież tyle razy się zdarzyło, że moja intuicja mnie nie zawiodła, że moje wątpliwości co do ulegania jej podszeptom, jednak rozstrzygały się na moją korzyść.
Coraz bardziej polegam na sobie w swoich wyborach i tak jest nie tylko w sprawie ubioru. I coraz więcej satysfakcji, radości daje mi bycie sobą.

...W piątek wygrzebałam sobie za złotówkę fantastyczną sukienkę-szmizjerkę w moim ulubionym stylu etno. Drobne kolorowe elementy ożywiają stonowaną, granatową całość. Jako że przypomina długą koszulę (aż za kolana), potraktowałam ją jak tunikę i zestawiłam z wąskimi dżinsami oraz ciężkimi buciorami (mam takie jedne charakterne i ukochane). Czuję się bardzo "klimatycznie" i w swojej skórze, choć koleżanki z pracy opowiedziały się za bardziej tradycyjną stylizacją, stwierdziły, że lepiej wyglądałyby do tej sukienki legginsy lub rajstopy z kozakami albo w ogóle lżejsze obuwie.
Ale ja i tak się sobie podobam, a wielość możliwości, jakie daje moja szmizjerka, jest wielkim atutem.

Zaliczam owe ciuchowe zdobycze do swojego programowego pielęgnowania małych radości, które budują wielką radość życia.
Dorzucę jeszcze jedną cegiełkę do tego budowania:
Ludzie, widziałam motyla!!! Na chwilę podniosłam wzrok znad roboty i spojrzałam w okno. A tam - najprawdziwszy cytrynek!
Wiosna zbliża się wielkimi krokami. Wcześnie przybywa w tym roku.

2 komentarze:

  1. A można zdjęcie sukienki-szmizjerki ?? Tak bez Twojej twarzy, ze zwykłej babskiej ciekawości, czy aby na pewno taka fajna ;) ?
    A cytrynki kocham!

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaram się znaleźć chwilkę na zdjęcie. Nie wiem, jak innym, ale mnie ta szmizjerka przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń