Nic ciekawego dzisiaj nie napiszę.
Złe samopoczucie trwa, a w konsekwencji - kiepski nastrój.
Mobilizuję się, gdy już naprawdę muszę albo bardzo mi na tym zależy, tak jak na przykład dziś wsiadłam na rower i pojechałam doglądnąć Mateuszowego mieszkania. Gdy jednak nic nie muszę - skwapliwie z tego korzystam.
W pracy irytuje mnie wszystko i wszyscy, choć oczywiście staram się tego nie okazywać. Nie okazuję, ale w duchu reaguję niczym księżniczka na ziarnku grochu, sama sobie zdając sprawę, że przesadzam i za wiele biorę do siebie.
Ratuję się nadzieją, że to stan tymczasowy, przejściowy, bo jeśli ma tak pozostać... niewiele takie życie różni się od nieżycia i właściwie, choć trochę żal, trochę strach, mogłabym już sobie odejść. I tak nie mam sił korzystać z życia.
Jeżeli choć trochę Cię to pocieszy, to ja samopoczucie mam troszkę lepsze, ale dla równowagi gołąb nasrał (kolokwialnie i niegrzecznie mówiąc) mi na głowę! Na sam środek głowy i jeszcze musiałam wracać do domu kilometr!
OdpowiedzUsuńA to świnia! ;)
UsuńAle wiesz, to podobno szczęście i/albo bogactwo wróży, gdy ptaszek na nas narobi :)