Jak się napali w piecu, to znacznie przyjemniej pałętać się do południa w szlafroku. Często z tym zwlekam. Skutkiem tego albo w wolne dni do południa "kwitnę" pod kołdrą, albo snuję się zziębnięta, nawet nie zdając sobie z tego sprawy... i narzekam, że nic mi się nie chce. Dziś napaliłam i jest mi przyjemnie. Nawet w rzeczonym szlafroku jakoś mniej rozmemłania.
GPT wytknął mi słabe punkty mojego bloga. Zgadzam się ze wszystkim, ale też odpowiedziałam mu, że pozwalam sobie na te wszystkie słabości. Blog bywa lekko monotematyczny i przez to dość hermetyczny - to jest akurat moje i tego nie oddam. Będzie taki, bo świadomie się na to godzę. Natomiast kuleje i styl, buduję często za długie i zbyt zawiłe zdania. Tu całkowita moja zgoda! Lubię ładną polszczyznę, na ogół o nią dbam. Jednak posty tworzę często w natłoku myśli. Spisuję je na bieżąco, a niepoprawności widzę dopiero po opublikowaniu postu - i już mi się nie chce cyzelować tekstu. Rzeczywiście chciałabym się nad tym pochylić.
Miewam myśli oderwane od siebie - na to również sobie pozwolę, choć nie bez prób opanowania chaosu. Teraz na przykład przyszła mi do głowy refleksja o moich marzeniach. Otóż one się... spełniły. Oczywiście nie wszystkie, oczywiście nie całkowicie - ale czyż nie tak właśnie chciałam żyć? Z kotem na kolanach, spacerami wśród drzew, parującymi herbatami? Przecież prowadzę takie właśnie spokojne slow life. Brakowało mi tylko większej kontroli nad chaosem i ciut większej samodyscypliny. Dopiero teraz to odkrywam, rozpoznaję i wiem, skąd brało się moje notoryczne zmęczenie i niechęć do działań.
Spełnianie marzeń jest proste. Nawet jeśli są wielkie, zawsze można podarować sobie coś, co sprawi, że poczujemy to, czego pragniemy w związku z marzeniem. Bo marzenia to głównie emocje.
Nie umniejszam spektakularnych pragnień, ale gdy koleżanka wzdycha, jak cudownie byłoby żyć na Bali, ja sobie myślę, że przed moim domem z kubkiem kawy wcale mi nie gorzej niż na egzotycznej wyspie. Emocje podobne, bo wszak relaks, luz i błogość. A drinka z palemką sama sobie potrafię przyrządzić :)
Czasami owszem, trzeba się zdobyć na nieco wysiłku, ale to wysiłek zdrowy. Mnie regularne spacery z psem bardzo dobitnie pokazały, jak prosto jest zaspokoić pewne pragnienia. Chodziliśmy rano po mrocznym jeszcze mieście, po naszym podwórku i chłonęliśmy (przynajmniej ja) rosę lśniącą na trawie jak tysiące diamentów, światło świecy niesionej przez dziecko w zamglony poranek, mgły ścielące się na niezabudowanej działce sąsiadów.
Mam też większe marzenia, ale zawsze mogę zrobić coś, do da mi ich namiastkę bądź rekompensatę. Toteż obiecałam sobie, że następną moją inwestycją w realizowanie będzie rower elektryczny. Skoro nie mogę ot, tak wyjechać w góry (bo trochę są za daleko), taki elektryk pozwoli mi na wyprawy w promieniu dwudziestu - trzydziestu kilometrów od mojego domu. A tam już naprawdę mamy co podziwiać. Na tradycyjnym rowerze nie jest to łatwe, gdyż pagórki w naszej okolicy bywają solidne.
Kredyt za mieszkanie już spłaciłam, życie pokazało mi, że dobrze radzę sobie z moimi finansami - zatem wymarzony rower mnie nie zrujnuje. Aż czuję, pisząc to, jak rosną mi skrzydła u ramion.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz