środa, 3 grudnia 2025

"Niusy"

Dowiedziałam się dzisiaj, że kolejny związek, który wydawał mi się pełen wzajemnego szacunku, miły i pogodny, przeżywa swój punkt zwrotny. Zadzwonił kolega z pytaniem, czy mogłabym mu pomóc w pewnej sprawie. Nie odmówiłam bo przyjaciołom bez ważnego powodu się nie odmawia, a i bez ważnego powodu nie zawraca się im głowy. No i przy okazji "sprzedał" mi tego "niusa", mocno mnie zaskakując. Powiedziałam mu jednak: "Wiesz, ty zawsze bardzo oszczędnie się tym dzieliłeś, aleo  widziałam sygnały, że nie wszystko w waszym związku jest takie wspaniałe". Kolega napomykał, że jego towarzyszka życia czasami  mocno go irytuje, bywa apodyktyczna. Dziś mi powiedział, ze ocierało się to momentami o przemoc psychiczną. Przeprowadził z nią zatem rzeczową rozmowę, spakował manatki, wynajął sobie jakiś pokój w mieście i dał jej czas na przemyślenia. Ciekawa jestem, dalszego ciągu tej historii.

Popołudnie upłynęło mi zatem na pomaganiu innym. Również Mateusz zapytał, czy nie mogłabym odebrać gotówki od jego klientki mającej wprowadzić się do jednego z mieszkań. Miał pewne podejrzenia co do tej kobiety, choć jedynie z nią rozmawiał przez telefon. Nie omylił się chyba. Kobieta i z wyglądu, i ze sposobu mówienia wydawała się przedstawicielką lekkiej patologii społecznej. Nerwowa jakaś i niespokojna, bardzo się spieszyła, by załatwić swoją sprawę. Chciała upewnić się, że w mieszkaniu będzie ciepło, ale nie czekała, aż się rozgrzeją odkręcone przeze mnie kaloryfery (podobno zależało jej na pewności, czy naprawdę będą grzać), a gdy się dowiedziała, że kod do domofonu otrzyma dopiero po uiszczeniu zapłaty - obraziła się, oświadczyła, że rezygnuje z mieszkania i wyszła. Stwierdziliśmy z Mateuszem: może to i lepiej.
Oprócz tego odbierałam przesyłki z paczkomatu dla Mateusza oraz dla właścicielki mojego psiego podopiecznego. Nienawidzę tego serdecznie, bo coraz trudniej czytać mi drobny druk różnych kodów i podanych numerów telefonów, cyferki zwykle opornie wystukują się na klawiaturze paczkomatu i za każdym razem przeklinam przy tej czynności siarczyście.

Cały ten maraton odbyłam w towarzystwie psa, by sobie trochę dłużej pospacerował. Wpadliśmy do mieszkania jego pani, nakarmiliśmy kota, zostawiliśmy paczkę. Teraz, już w domu czuję te kilometry w nogach. Odpoczywam. Za chwilę poczytam książkę albo włączę jakiś film z internetu. Zaczęłam kiedyś ogladać "Białą odwagę", ale musiałam zostawić w połowie i na śmierć o niej zapomniałam. Dopiero wiadomość o tragicznej śmierci grającego w tym filmie chłopca przypomniała mi o tym.

Biedne dziecko, a jeszcze bardziej żal rodziców przeżywających tę stratę.




P.S. Kupiłam u miłego pana w warzywniaku dwa jajka od szczęśliwych rzekomo kur. Znajomi wychwalają, że takie dobre. Usmażyłam sobie dla porównania sadzone: dwa od szczęśliwych i jedno z Biedronki. Różnicy w smaku nie odnotowałam żadnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz