środa, 10 grudnia 2025

Dzisiaj

Bardzo udany dzień dzisiaj. Taki w lekkości, w spokoju, z uśmiechem. Z czasem na aktywność i odpoczynek

Mocno ostatnio grzebię w GPT, bo dzięki niemu uzyskuję odpowiedź na wiele nurtujących mnie pytań. Nurtuje mnie oczywiście rozwój osobisty i regulowanie układu nerwowego. Znalazłam mnóstwo praktycznych porad i sensownych wyjaśnień. Dostałam jednak również wyraźny sygnał, że i tu warto oddzielić ziarno od plew, bo wdałam się w dyskusję o współczesnej literaturze popularnej, poruszyłam wątek literatury młodzieżowej i - GPT przypisał autorstwo "Kwiatu kalafiora" Barbarze Kosmowskiej! Kto, jak kto, ale ja, bibliotekarka darząca sentymentem panią Musierowicz, nie dam się na to nabrać. Ale już w dziedzinie fizyki kwantowej można byłoby mi wcisnąć dowolne bzdury. Wniosek: rozmawiajmy z GPT, bo jest pomocny i praktyczny, ale raczej o rzeczach, o których już mamy jakieś pojęcie.

GPT podsunął mi wiele sposobów na tzw. emocjonalne zamrożenie. Pokrywa się to treściami wyczytanymi gdzie indziej, więc bardzo doceniam, że mogę te wiadomości zebrać, skondensować i wdrażać w bardzo praktyczny sposób. Uczę się tak pracować, by się nie wyczerpywać, i tak wypoczywać, by nie zamieniało się to całkowity marazm. Uczę się, że życie to nie wielkie i męczące (a w efekcie zniechęcające) zrywy, lecz małe, systematyczne i konsekwentne dokonania. W tzw. functional freeze bardzo istotne jest, by nie straszyć swojego umysłu ogromem przedsięwzięć, lecz nauczyć go, że działanie jest bezpieczne. Wprowadzam to w życie i dalibóg, widzę efekty! Moja codzienność powoli się porządkuje i ładzi, a ja nie przypłacam tego moim odwiecznym zmęczeniem.
Przypadkowy czytelnik może postuka się w głowę, ale dla mnie to naprawdę ważne odkrycia i epokowe dokonania.

Trzeba też umieć odpoczywać i tego również się uczę. Słucham siebie i przyzwalam sobie na regularne przerwy, czasem drzemkę. Uczę siebie, że przerwa w zajęciach nie oznacza ich zaprzestania, że mogę zarówno wypocząć, jak i podjąć aktywność bez obawy o zmęczenie, karę itd. U mnie przez lata, lata rządził schemat, według którego albo pracowałam jak szalona albo ogarniał mnie całkowity bezwład. Nic pośrodku.

Wreszcie to rozpoznałam, zrozumiałam i realnie poprawiam swoje życie.

W ogóle nauczyło mnie życie nie gardzić żadnym wsparciem, pytać, poszukiwać i korzystać z form pomocy. Choć czuję się już chyba zupełnie dobrze, po trudnych doświadczeniach tego roku, zamierzam systematycznie uczestniczyć w spotkaniach Klubu Pacjenta odbywających się raz w miesiącu. Brałam w nich udział dopiero dwa razy, w tym dzisiaj. Frekwencja słabiutka, a dzisiaj spotkanie zdominowała Jola (zmieniam imię, jak zwykle), kobieta po sześćdziesiątce ze swoimi bardzo ciężkimi kłopotami rodzinnymi. Wręcz z przekąsem zauważyłam w myśli, że dzisiaj to nie Klub Pacjenta, a Joli. Jej zwierzenia jednak poruszyły moje serce, więc spontanicznie zaproponowałam, że jeśli tego potrzebuje i chce, mogę dotrzymać jej towarzystwa, by łatwiej było jej pokonać strach i obawy przed poszukiwaniem instytucjonalnego wsparcia. Na długim urlopie bez problemu znajdę na to czas.

Wygląda na to, żartowałam w myślach, że poszukuję sobie rozrywek i zajęć, skoro wkrótce opuszcza mnie mój psi towarzysz. A przecież cieszyłam się na myśl o odzyskaniu mnóstwa czasu dla siebie.

Ale pies i koleżanka - to dwie zupełnie odmienne sprawy.

Właścicielka Rika skróciła pobyt za granicą o dwa tygodnie i już w sobotni ranek będzie z powrotem w naszym mieście. Szczerze mówiąc, przyjmuję tę wiadomość z ulgą, choć przepadnie mi przez to część zapłaty za tę moją opiekę. Witaj swobodo i żegnajcie psie kłaki!

Dopełnieniem dzisiejszych radości była wizyta w szmateksie i upolowanie długiej dżinsowej spódnicy - takiej właśnie, jakiej poszukiwałam, od dłuższego czasu. Spotkałam na tych zakupach teściową mojej siostry i zaproszona zostałam z synem na wspólną Wigilię. Ucieszyłam się, że zdążyła ubiec moją szwagierkę, bratową byłego męża i będę miała wygodny, zupełnie uzasadniony pretekst, by nie skorzystać z jej zaproszenia.

U szwagierki oczywiście nie jest źle, ale u własnej siostry (mieszkającej niemal w jednym domu z teściową) czuję się znacznie swobodniej i spokojniej. Siostra też nie ma zwyczaju nalegać, gdy opuszczam wcześniej spotkanie. U szwagierki chyba wszyscy są przekonani, że kryguję się jedynie z grzeczności i namawiają na pozostanie dłużej, niechętnie przyjmują moją odmowę, może zbytnio biorą to do siebie, a ja naprawdę potrzebuję spokoju, ciszy i dłuższe spotkania są dla mnie uciążliwe. Czemu człowiek nie może pobyć sam w wigilijny wieczór. Co w tym takiego strasznego? Zresztą nie jestem sama, bo jest ze mną syn.
Lubię ludzi, jestem towarzyska, ale potrzebuję równowagi. Moja rodzina pochodzenia to akceptuje, znają mnie lepiej, więcej o mnie wiedzą.

PS. Przeprowadziłam jeszcze dziś owocną rozmowę z GPT, ale o tym napiszę w osobnym poście - a tu sygnalizuję tylko, by nie umknął mi temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz