wtorek, 18 lutego 2025

Codziennostki

Dziś pracowało mi się bardzo fajnie, równo, spokojnie. Katalogowanie gier planszowych ma już dla mnie znacznie mniej tajemnic.

Po pracy udałam się do szpitala na prześwietlenie kości ogonowej, okazało się jednak, o czym nie poinformowano mnie wcześniej, że muszę być na czczo, więc sprawę przekładam na jutrzejszy poranek.

Po drodze do szpitala jest szmateks, w którym wypatrzyłam świetny długi bezrękawnik. Spodobał mi się tak bardzo, że omal nie wydałam na niego ponad siedemdziesięciu złotych. Na szczęście spacer do bankomatu - bo zapłacić musiałam gotówką - ostudził mój zapał. Stwierdziłam, że bezrękawnik, choć świetnie wygląda, jest za cienki, migiem przemoknie na deszczu i z pewnością uda mi się prędzej czy później trafić na tańszy, a bardziej spełniający moje oczekiwania... i polazłam do jeszcze jednego szmateksu. Stamtąd wyszłam z parą kozaków za przyzwoitą cenę. Kozaki bardziej mi się przydadzą niż ta długa kamizelka. Są zgrabne i będą pasowały do sukienek oraz spódnic - brakowało mi takich, bo oficerki, zafundowane kilka lat temu jeszcze przez Mamę, mają do niektórych ubrań przyciężki wygląd.

Wracałam do domu już po ciemku. Po drodze dostrzegłam pod mijanym blokiem leżącego na chodniku człowieka. Domyśliłam się, że pijak, ale w taki mróz nawet pijaka nie godzi się ominąć obojętnie. Był przy nim trochę trzeźwiejszy koleżka, więc zaproponowałam mu, że wezwę pogotowie do jego towarzysza, bo tamten oczywiście o tym nie pomyślał - a może nie miał telefonu? Zadzwoniłam, pogotowie niebawem przyjechało i zabrało faceta.

W domu dziś jestem sama, synuś "wyciął" na miasto wojewódzkie, do swej najmilszej. Najmilsza dziś miała jakieś ostatnie zaliczenie w semestrze i zakończyła kolejne studenckie półrocze chlubną średnią 5,0 (jak zrelacjonował syn). Moja "synowa" to spokojna dziewczyna, nie przepada za bujnym życiem towarzyskim i szalonymi imprezami. A że nie lubi bezczynności - to się uczy :) No i dobrze, niech robi to, co zgodne z nią.

Syn zrobił mi obiad, bo dałam mu do wyboru pitraszenie oraz mycie naczyń. Tego drugiego zajęcia nie lubi, a mnie ucieszył czekający w domu posiłek. Pokaźną górę naczyń pozmywałam osobiście.

A teraz nura pod kołdrę z jakąś godziwą literaturą do poduszki :)

Mróz trzyma tęgo, ale moje małe mieszkanie szybko się ogrzewa po rozpaleniu pieca.
Jestem ciekawa, czy dotrwam do końca zimy bez dokupowania opału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz