Myślałam, że oszaleję dziś w pracy - tak mi naiwaniał ten ogonowy odcinek kręgosłupa. Najgorzej właśnie, gdy siedzę, widocznie zachodzi jakiś ucisk. Koszmar! Dopiero plaster rozgrzewający, na którego pomysł wpadłam, przyniósł mi ulgę. Wróciłam jednak do domu bardzo wymęczona. Dobrze, że nie muszę dziś gotować, bo gar zupy pomidorowej wystarczy jeszcze na jutro.
Nie potrafię już streścić swojego wczorajszego snu (w ogóle rzadko pamiętam swoje sny), ale śniło mi się coś o D. i w tym śnie olśniło mnie, dlaczego tak mnie ona irytuje. I wiecie, choć snu nie pamiętam, wyraźnie jeszcze czuję ulgę doznaną we śnie. Jakoś i na jawie ją czuję, bo dotarło do mnie, że wszystko jest w porządku, po prostu tak, jak miało i ma być. Jest, co jest, czuję, co czuję i ona zapewne również. Po prostu takie są fakty.
Dzisiejszej nocy śniło mi się, że mam możliwość kupić stary dom mojego Taty albo w jego rodzinnej miejscowości - nie pamiętam, ale myślę, że ten szczegół większego znaczenia nie ma. Odkrywam we śnie, że jest to w zasięgu moich możliwości, choć nie tak łatwe. Rozentuzjazmowana podejmuję pierwsze kroki, wyobrażam sobie, jak będzie cudownie mieszkać na wsi i mieć własne podwórko, gdy nagle... uświadamiam sobie: przecież na tej gospodarce trzeba się ogromnie naharować. Przecież to nie ma nic wspólnego z sielanką typu "Dom nad rozlewiskiem". Przecież ja się nie znam! przecież ja nie lubię nie mieć czasu na czytanie ksiażek! Przecież ja nie chcę zaprzedawać duszy i całego wolnego czasu!
I entuzjazm znika... I w tym momencie budzę się. A sen "pracuje" we mnie i daje do myślenia. Bo dokładnie tak jest: marzenia mają swoją cenę i nawet na nie trzeba uważać.
A może prawdziwe, takie naprawdę z serca marzenia są wtedy, gdy nieistotne stają się ofiary i wyrzeczenia? Może, skoro się waham, to nie są marzenia prawdziwie moje?
Ba! I bądź tu mądry! Którym marzeniom wierzyć?
PS. Przywiozłam sobie z piątkowego kręgu książkę ; zgodzili się pożyczyć z biblioteczki, która w głównej mierze służy za element wystroju pomieszczenia. "Ze wspomnień Samowara" Benedykta Hertza już dawno chciałam przeczytać, bo gdzieś mi kiedyś mignęła i wydała się zachęcająca. Jest nieco inna niż się spodziewałam, raczej dla dzieci, niemniej urocza to lektura i bardzo relaksująca.
PS.2 Mama skończyłaby dziś 71 lat - jak mogłam zapomnieć o tym napisać?
Gdziekolwiek, kimkolwiek i czymkolwiek jesteś - bądź szczęśliwa i spełniona.
Bądź.
O to ostatnie właściwie nie muszę prosić, bo jesteś. Zawsze, ciągle...
Bądź.
Mnie też ostatnio śnili się zmarli.
OdpowiedzUsuńA co do marzeń to miałam różne, jednym z nich było mieszkanie w drewnianym domku w dzikim lesie, co mąż mi skutecznie wybił z głowy jednym pytaniem: a jak długo wytrzymasz bez prysznica? ;-) Realizować marzenia za wszelką cenę, zostawiając za sobą ruiny i zgliszcza? Nie potrafiłabym. Chyba nie warto.
W mojej okolicy znalazłam świetną ofertę: domek na skraju wsi, przyjemnie odizolowany od sąsiadów, ale niezbyt od nich odległy. We wsi sklep i parę innych udogodnień. Cóż z tego, skoro dojazd do mojego miasteczka, a więc i do pracy fatalny, a ja nie mam samochodu ani prawa jazdy. A tak byłoby fajnie wieszać sobie pranie na podwórku w niedzielę i mieć w nosie sąsiedzkie wścibskie spojrzenia. Tak byłoby fajnie mieszkać wśród zieleni... Cóż... wygrywają realia.
UsuńWe śnie czasem w jakiś sposób można przemyśleć różne rzeczy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda, a ten sen był bardzo dosłowny.
UsuńCzytałam "Ze wspomnień Samowara" jako dziecko. Pamiętam scenę, gdy jakaś ciotka (dobrze pamiętam?) go krytykowala (albo rodziców), że on taki marniutki - a on wypchał sobe policzki, wytarzał je na dywanie, żeby były rumiane i odgryzł się ciotce, że mama jest najukochańsza i najlepsza.
OdpowiedzUsuńW czasie lektury zorietowałam się, że znam fragmenty z dzieciństwa. Publikowano je w "Świerszczyku" i chyba w wypisach szkolnych.
UsuńPrzyjemnie się to czyta.