niedziela, 9 lutego 2025

Zniżka... nie tylko temperatury.

Wpadłam we wredny nastrój.

Od kiedy Sjogren został moim dozgonnym towarzyszem, fatalnie znoszę zimno. Mam niewydolne krążenie, a dziś u Mateusza namarzłam się za wszystkie czasy. Zmarznięta jestem nieszczęśliwa!

Nastało kilka dni mrozów, może niezbyt dużych, ale spotęgowanych paskudnym wiatrem. U Mateusza było wskutek tego chłodniej niż zwykle ; zwykle jest cieplusieńko. Było jednak znośnie, bo przecież tam się ruszam z mopem, ścierką, szczotką do zamiatania i pościelą do wymiany. Musiałam jednak spędzić dłuższą chwilę na klatce schodowej, a nie przewidując takiej różnicy temperatur, wyszłam z mieszkania bez kurtki. Musiałam dłużej postać przy liczniku prądu (wywaliło korki i usuwałam awarię). Musiałam podejść do drugiego, nieogrzewanego, bo pustego, remontowanego mieszkania i dłuższą chwilę szukałam tam zapasowej pościeli i ręczników. Mateusz wszystko mi objaśniał przez telefon, a ja byłam tak podenerwowana tym zimnem, że w pewnym momencie, nie rozumiejąc jego objaśnień, rzuciłam: "Ja pier...ę!". Przeprosiłam zaraz oczywiście, wyjaśniając, że przemarznięta robię się nerwowa.

Od powrotu domu, około godziny piętnastej, nie mogę się rozgrzać. Rozpaliłam w piecu, wlazłam pod koc, wypiłam gorącą herbatę - a stopy wciąż jak sople lodu. Trzeba zaraz się ruszyć do jakiejś roboty w domu, bo ruch na krążenie pomaga.

Obejrzałam pod tym kocem stary polski film: "Twarz anioła", o którym wzmianka mignęła mi gdzieś w internecie. Niesłychanie przygnębiająca, morczna opowieść o dzieciach więzionych w specjalnie dla nich utworzonym obozie koncentracyjnym w Łodzi w czasie drugiej wojny światowej. To oczywiście na duchu mnie nie podniosło.

Jakieś myśli o Mamie mnie nawiedziły. Prawie trzy lata po jej śmierci wciąż potrafi do mnie wrócić żal i złość. Bo, do licha, niektórym dane żyć do osiemdziesiątki i zatruwać życie rodzinie. Tak się dzieje u bliskiej koleżanki, której matka od urodzenia choruje psychicznie, na stare lata choroba się pogłębia, ale fizycznie jeszcze całkiem krzepka z niej babka. Jest agresywna, dokucza, wyzywa własne dzieci, robi im na złość, pluje. I ma 81 lat, i wcale się nie zanosi, że niebawem łaskawie ulży swoim najbliższym - najbliższym biologicznie, bo nie emocjonalnie.

Eeeech!

3 komentarze:

  1. Nie dość, że zmarzłaś, to się jeszcze zmroziłaś filmem o obozie? Ileś takich filmów mam za sobą, kilka książek też, a teraz unikam tego tematu jak ognia. Pobyt w Oświęcimiu wspominam okropnie. Tam się nie dało oddychać od zastygłego cierpienia i nawet chłopak w mojej grupie zemdlał, co mnie wcale nie zdziwiło.
    Następnym razem poszukaj skeczu z Kołaczkowską. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o Kołaczkowskiej, ale jakoś nie pociągają mnie kabarety, więc omijałam, ale czasami myślę, żeby poznać i wyrobić sobie opinię.

      Usuń
  2. Dawno nie zaglądałam na Twojego bloga, bo mało mnie w sieci. Przeczytałam zaległe posty hurtem, ale nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Mam tylko nadzieję, że po tym przemarznięciu nie będziesz chorować. Podobnie jak Emma polecam Ci Kołaczkowską. To, co ona robi z kabaretem Hrabi, to kabaret literacki. Fajnie się to ogląda. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń