Dopiero przyszłam do domu, odgrzałam kupione krokiety ze szpinakiem (leniu śmierdzący, przeprosiłabyś się z kuchnią!), wypiłam gorącą owocową herbatę. Teraz w buciorach rozwaliłam się w salonie, by "skrobnąć" kilka słów. Nie ma sensu na razie sprzątać bałaganu, którego sprawcą jest Mruczysław (zwalił z półki doniczkę z roślinką, wygrzebał popiół, ze starej blachy do pieczenia ciast, bo tam wysypuję ten z piecowego popielnika, po czym wynoszę do śmieci, na co tym razem nie miałam rano czasu), bo niebawem znowu wychodzę. Umówiłam się z koleżanką z pracy na łyżwy na nowo otwartym dużym lodowisku na naszym miejskim rynku. Nie wiem tylko, co na to mój ból... ogona, ale raczej ruch dobrze mi robi, byle tylko nie upaść.
Żart o ogonie wymyśliła księgowa w pracy. Wciąż ból ma się dobrze, ale przełamałam opory przed nadużywaniem leków i kupiłam środek przeciwbólowy i przeciwzapalny. Pomaga, da się żyć.
Dostałam dziś grupową wiadomość przez Whats'up z powiadomieniem o kolejnych warsztatach w R. Dziś niestety, nie skorzystam, bo jak mawiała moja Mama, z jedną d...ą na dwa targi nie jadą ; idę na łyżwy, ale cieszę się niezmiernie, że złapałam taki kontakt i punkt zaczepienia. Od dawna z zainteresowaniem czytałam o różnych warsztatach, kręgach rozwojowych i żałowałam, że w naszym mieście nic takiego się nie odbywa. Do R. nie jest bliziutko, ale w zasięgu moich możliwości. Dziś ma być o snach, a te moje ostatnie były tak wyraziste, wręcz dosłowne ; porozmawiałabym o tym
Doświadczam chyba tych słynnych synchroniczności, o których często się wspomina w kręgach rozwoju osobistego. Gdy zaczynamy słuchać siebie, głosu serca, jesteśmy bardziej wyczuleni na pojawiające się możliwości i okazje. Tak więc mam te swoje warsztaty, a w pracy złożyłam deklarację przystąpienia do Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego. Z największą chęcią zdobędę nowe umiejętności, bardziej korespondujące z moją osobowością, zainteresowaniami niż drętwe opracowanie zbiorów.
Moja koleżanka nigdy na łyżwach nie jeździła, więc umówiłyśmy się, że nic na siłę, wcale nie musimy dotrwać do końca seansu i zawsze możemy przenieść się do jakiejś miłej kawiarenki. Już się cieszę na miły wieczór.
Rozpalę jeszcze w piecu, by nie wracać do zimnego mieszkania jak się już ogień ustabilizuje, dorzucę do niego na zapas, po czym ruszam w miasto.
...Mateusz coś się nie odzywa, widocznie nikt nowy nie zgłasza chęci wynajmu mieszkania. Nie narzucam się, poczekam, aż sam da mi znać. Mnie na weekend przyda się czas dla siebie i własnego domu.
Łyżwy, super sprawa. Śmigałam kiedyś, nie było zimy, żeby staw nie był jak szkło. Fajnie że masz sztuczne.
OdpowiedzUsuńJedynie u Wodnikowej umiem opublikować, bo ona zatwierdza. U ciebie mi się sporadycznie zapisało. Ciekawe jak teraz. Z komórki męża zawsze się zapisze, jak dotąd, ale nie zawsze jest ona dla mnie dostępna. Bardzo to zniechęcające:(
A ja tak lubię czytać komentarze zaprzyjaźnionych blogowiczów, więc naprawdę szkoda, że się nie zatwierdzają. Oby się to zmieniło na lepsze.
UsuńO rety, zapisało się...
OdpowiedzUsuńŁyżwy to świetny pomysł. Sam poszłabym, ale trochę mam daleko na najbliższe lodowisko. Kocurek broi- źle, bez kocurka byłoby bardziej źle. miłego "łyżwowania".
OdpowiedzUsuń