sobota, 8 lutego 2025

Codziennostki - drobnostki

Nieodpowiednio się ubrałam na te wczorajsze łyżwy. Wczoraj było zimniej niż ostatnimi czasy. Nie miałam rajstop pod spodniami, a rękawiczki kiepskie. Może po dziesięciu minutach łyżwiarstwa zaczęło mnie dosłownie trząść z zimna. Musiałam przeprosić koleżankę i schronić się w pobliskiej restauracji, gdzie rozgrzewałam się gorącą, cudownie przyprawioną herbatą ; jakie śliczne są gwiazdki anyżu! Nigdy nie używałam anyżu w mojej kuchni, ale go chyba kupię.
Obawiałam się zawsze kumplowania się ze współpracownikami, nie wierzyłam w takie przyjaźnie. Może dlatego, że zaczynałam zawodową karierę z osobami w wieku moich rodziców i starszych.
Nie przekonuje mnie uzależnianie jakości relacji od wieku, ale to środowisko było specyficzne, babki wygadywały jedna na drugą, a wiodące tematy w pracy to było: "co dziś gotujesz, Marysiu?". Była rywalizacja i animozje. Mam wrażenie - chociaż i świadomość, że mogę się mylić, różnie bywa - że teraz jest bardziej po koleżeńsku, to młodsze towarzystwo nie jest tak małostkowe.
Fajnie więc było wczoraj z X.
Dziś dostałam SMS od Mateusza: robota jutro. I bardzo dobrze, dzisiejszy dzień ogłosiłam zatem dniem dla mnie i dla domu. Tę robotę traktuję jako okazję do ruchu, szkoda mi pieniędzy na jakieś fitnessy i aerobiki, skoro mogę ruszać się naturalnie i spontanicznie. Do Mateusza chodzę pieszo lub dojeżdżam w
rowerem, bo mieszka spory kawałek ode mnie.
Wodnikowa alias Wodniczka, alias Wodnik Szuwarek ;) napisała o akcji "denko" czyli zużywaniu kosmetyków do końca. Jest to obca mi sprawa, bo ja zawsze zużywam takie rzeczy do dna i jeszcze wyskrobuję, co się da, na przykład rozcinam plastikowe tubki. Natomiast powzięłam postanowienie czytania do końca książek, zanim sięgnę po trzy następne :) W ten sposób dorobiłam się niezłej góry tomów rozgrzebanych i doczytywanych miesiącami albo i nigdy. Oczywiście jeśli książka po wstępnej weryfikacji guzik mnie obchodzi, porzucam ją bez wyrzutów sumienia. Często jednak są to pozycje najzupełniej wartościowe, tyle że wypierają je kolejna, ciekawsze. Należy zrobić z tym porządek, bo te zaczęte z nadzieją na dokończenie zalegają moje stoliki, półki, parapety, o terminach w bibliotece już nie wspominając. Precz z bałaganem!
Pisałam też, że chciałabym się bardziej przyłożyć do domowej kuchni i gotowania. Dzisiaj zasuwam do miasta po mięso, ryż i kapustę. Zacznę dziś akcję "gołąbki", bo tę czasochłonną pracę zawsze dzielę na dwa dni.
Dzisiaj zjem cokolwiek, bo jestem sama w domu. Ostatnia porcja zupy pomidorowej czeka w lodówce na zmiłowanie. Dobry gospodarz jedzenia nie wyrzuca, zawsze mnie uczono, że to grzech, więc staram się nie grzeszyć.

2 komentarze:

  1. Jak mi się książka nie podoba, odkładam. Nie zmuszam się do czegoś, a zwłaszcza do czytania, kiedy idzie to ciężko. Nie wyrzucam jedzenia, jak coś zostanie wykorzystuję do innej potrawy. tak, jak zimno, to nie ma przyjemności jeżdżenia na łyżwach, też wolałabym aromatyczną herbatę z anyżkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także nie zmuszam się do książek, których nie "czuję", ale zdarza mi się zarzucić całkiem dobrą na rzecz jeszccze lepszej. W ten sposób nigdy nie doczytałam do końca "Chłopów", a przecież podobali mi się, nie dokończyłam "Anny Kareniny" i wielu innych. Taka rozmemłana książka po jakimś czasie zniechęca mnie do siebie ; lepiej przysiąść do lektury raz a porządnie, przeczytać w kilka dni i dopiero sięgnąć po następną.

      Usuń