niedziela, 19 stycznia 2025

Jadę po facetach. Wchodzisz na własną odpowiedzialność :)

Dawniej wmawiano mi, że ambitna dziewczyna nie myśli o chłopakach, bo ma ważniejsze i mądrzejsze sprawy. Ale czy to jest jedyne, co mnie zaprząta? Przecież nie. A po co udawać, że mnie takie sprawy nie dotyczą? Chcę być sobą, do kroćset, i będę sobie pisać, o czym tylko mi się podoba.

Wodnikowa Panna napomknęła o niechęci do mężczyzn, której przez jakiś czas doświadczała wskutek niełatwych doświadczeń. Chyba jestem na podobnym etapie.

Rozumowo wiem, że są na świecie panowie wartościowi, uczciwi, szczerzy i myślący. Jednakże w głębi serca chyba trudno mi w to uwierzyć. Miałam fajnego i mądrego ojca, który bardzo wysoko cenił uczciwość, więc teoretycznie powinnam przyciągać podobnych - tak przynajmniej wynika z tych wszystkich czytywanych "psychologizmów". A jednak...

Tu uwaga: panowie, którzy, być może, to czytacie, będę po Was "jechać".

Moje kontakty damsko - męskie w dużej mierze przeniosły się do internetu i stąd może jakiś mój wykrzywiony obraz. Ale na litość boską, czy sami jacyś "niedorobieni" szukają kontaktów tą drogą? Rozumiem, że komunikacja nie wprost rządzi się innymi prawami, ale czy to usprawiedliwia brak kultury, hamulców, a wręcz - odnoszę wrażenie - jakieś deficyty umysłowe?

Znam całkiem udane pary, a nawet małżeństwa skojarzone tą drogą. Są to zupełnie normalni faceci, toteż zastanawia mnie, czemu ja takich nie spotkałam. Za wysokie wymagania? Zbyt ciasno ustawione granice?

Trudno, nie pogodzę się z pewnymi sprawami. Zawsze uważałam swoje oczekiwania za normę i standard, sądziłam, że tak funkcjonuje większość ludzi, a tymczasem mocno się zdziwiłam i wciąż jestem zadziwiona pomimo przybywających lat i doświadczeń.

Standardem było (i jest?), że znajomości zaczynają się neutralnie, często przypadkowo. Rozmawia się o codziennych sprawach, szuka wspólnego języka. Nikt na tzw. dzieńdobry nie formułuje oczekiwań: "szukam blondynki, metr osiemdziesiąt, wagi 25 kilo (;) ), zresztą w "realu" widzi się od razu, kogo się widzi. A w internecie? Nawiązywanie kontaktu w internecie przypomina mi kupowanie ziemniaków na bazarze. Niezmiernie rzadko zdarzał mi się rozmówca, który zaczynał inaczej niż: "A kogo tu szukasz?", "A sama jesteś czy w związku?" itp. A jest przecież tyle możliwości zagajenia rozmowy, od których można zgrabnie i płynnie przejść do - owszem - dość istotnych pytań.

Trudno mi pojąć samą ideę "szukania", bo dla mnie chęć bliższej relacji to wynik poznawania się, pewnego procesu, który zajmuje trochę czasu.

Kiedy chcę się spotkać, chcę "tylko" porozmawiać, wyczuć, czy nam miło płynie czas w swoim towarzystwie, czy jestem danej osoby ciekawa. Panowie, których spotykałam, może nie dosłownie, ale bardzo szybko skracali dystans. Nie mówię tu nawet o seksualnych nadużyciach, ale nie zwykłam chodzić za rękę z kimś zupełnie obcym, widzianym pierwszy raz w życiu, nie zwykłam odpowiadać na osobiste i nieraz intymne pytania. Na samym starcie znajomości bądźmy po prostu życzliwymi sobie znajomymi!

Co jeszcze mam do Was, panowie?

Nudzą mnie tacy, którzy niczym się nie interesują, nic nie mają do powiedzenia. Nudziły mnie komplementy (zapewne miały nimi być): "Marta, jaka ty jesteś szczupła!", choć oczywiście w małych dawkach mogą być miłe. W ogóle jakoś nie bardzo lubię być oceniana wyłącznie pod kątem wyglądu, to takie płytkie i banalne. Złościło mnie, gdy jeden z rozmówców nieustannie zanudzał mnie o kolejne zdjęcia (o czym mu w końcu powiedziałam), a nawet nie zapytał, co to za zespół, ta Kapela ze Wsi Warszawa, gdy mu napisałam, że byłam na koncercie.

Nie stronię od dwuznacznych żartów, ale doszłam do wniosku, że z facetami lepiej nie zaczynać. Był tylko jeden, z którym opowiadaliśmy sobie kawały o bzykaniu, świetnie się przy tym bawiąc, ale bez żadnych osobistych wycieczek, zbytniej bezpośredniości. Większość zupełnie nie wyczuwała umiaru, granicy dobrego smaku i wychowania. Jeden po randce, całkiem zresztą udanej, rozochocony palnął: "piersi widziałam, wydają się obiecujące" (w ubraniu - żeby nie było...). Nożżż, kur... zapiał! Inny, też po pierwszym, zapoznawczym spotkaniu napisał, że chciałby się ze mną kochać, czym całkowicie ostudził moją początkową ciekawość i przychylność.

Jednym słowem: mężczyźni, z którymi "espekrymentowałam randkowo", byli albo nudni i prymitywni, prostaccy, albo zbyt prędcy i natarczywi. Albo niezainteresowani kontynuowaniem znajomości, ale do tego akurat każdy ma prawo, także i ja przecież.

Jak to robią inne kobiety, że poznają ludzi wartościowych? Czy ja mam takiego pecha, czy też popełniam jakieś kardynalne błędy? A może oczekuję czegoś nierealnego? Tylko - sorry! - nie mam ochoty na ustępstwa wobec samej siebie.

Nie żebym usilnie zabiegała o bycie w parze, ale chciałabym powyższą zagadkę rozwikłać.

7 komentarzy:

  1. Poznałam męża przez internet, nie na platformie randkowej, tylko w blogosferze. Połączyły nas podobne zainteresowania i sposób spędzania wolnego czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super :)
      To jesteś już drugą osobą, która męża poznała za pośrednictwem bloga. Drugą jest Margarytka i też jest szczęśliwa w małżeństwie.
      Moja obecna kierowniczka z pracy męża poznała na Sympatii - i też dobrze trafiła.

      Usuń
    2. P.S. Korekta: jesteś już drugą znaną mi osobą.

      Usuń
    3. P.S. 2 A pierwszą jest Margarytka.

      Usuń
  2. Przydałaby się chyba instytucja swatki, bo ten cały internet...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem. Nie wiem też sama, czy w ogóle mam jeszcze ochotę na związek. Na pewno nie z takimi panami jak ci z postu.

      Usuń
  3. Może być i tak, że jak zupełnie odpuścisz sprawę, wtedy uruchomi się jakiś niewidzialny mechanizm i znienacka poznajesz drugą połówkę w najmniej przewidywalnym miejscu. Ma ta niepisana zasada jakąś nazwę, której nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń