piątek, 18 kwietnia 2025

Dumania poranne

Moje uczucia do D. są zmienne. Jednego dnia jestem na nią zła, innego widzę ją godną współczucia, budzi we mnie odruchy opiekuńcze.
Rodzi się we mnie akceptacja tej zmienności. Nauczona doświadczeniem wiem, że z czasem wszystko się ostoi, uspokoi, a ja - będę wiedzieć, co czuję. Wiem też już, bo oprócz pewnego doświadczenia, mam i pewną wiedzę, że można pomieścić w sobie sprzeczne uczucia, sprzeczne informacje. Nie ma ludzi - monolitów, bywamy skomplikowani, a niespójność (może pozorna?) nie jest niczym rzadkim. A rzeczy, sprawy, ludzie - są, jakie są... i po prostu są.
Nie wiem, czy to zdrowe, czuć opiekuńcze odruchy wobec kogoś, kto powinien dorośle odpowiadać sam za siebie, ale z drugiej strony... Wszyscy bywamy słabi, niedoskonali, błądzący. Ja też byłam i bywam. Natomiast nie wszyscy mamy równe zasoby do radzenia sobie z życiem. Jeśli mogę coś dać D. - czemu nie? A ona weźmie, jeśli zechce.
D. jest na pewno mocno poturbowana przez trudne doświadczenia i ma zwyczajnie dość. Reaguje bardzo emocjonalnie i czasami niewspółmiernie do sytuacji. Ale przecież do traumy, nerwicy czy czego tam jeszcze każdy ma prawo. Czy mnie się nie zdarzały nadmiarowe reakcje? A zdarzały się, zdarzały i zaczęło to się zmieniać dopiero, gdy podjęłam świadomą pracę nad sobą i trafiłam na odpowiednie wsparcie.

Widzę w sobie wyraźnie zmiany na korzyść. Zwłaszcza gdy mam okazję zauważyć u innych te miejsca, w których sama niedawno jeszcze byłam. Jest we mnie więcej dystansu i spokoju, wierzę już, że sama w sobie mam oparcie (a może też w kimś, kogo nazywają Bogiem), że jeśli czegoś nie wiem, to wystarczy dać sobie czas na rozpoznanie, zamiast rozpaczliwie szukać na zewnątrz (nie neguję tu roli zdrowego i mądrego wsparcia).

Przykład? A proszę bardzo :)

D. przysłała mi wiadomość głosową. Cała przerażona, zdenerwowana, wręcz roztrzęsiona opowiadała, że w drodze od lekarza, gdzie bardzo długo trwały badania i czekanie na swoją kolej, poczuła się bardzo źle, słabo. Padły pesymistyczne, wręcz katastroficzne słowa, że jest sama, znikąd pomocy, że może wreszcie będzie z nią koniec i święty spokój.
Pokiwałam głową i nagrałam odpowiedź: "Spokojnie! A jadłaś coś dzisiaj w ogóle?". Okazało się, że nie,bo badania miały być na czczo. "To kup sobie coś w pierwszym lepszym sklepie, usiądź na jakiejś ławce i zjedz. Jak ci będzie słabo, to głowa między kolana i niech ludzie się gapią, najwyżej ktoś zapyta, czy pomóc i wtedy skorzystasz". D. posłuchała, niebawem rzeczywiście poczuła się lepiej, a ja - może nieskromnie - poczułam się dumna, że mogłam i umiałam pomóc.

To jest także źródłem satysfakcji dla mnie - że wzrasta moja pewność siebie, że coraz mniej się waham, jestem śmielsza.
Lubię - kurde :) - tę nową siebie. Ale przed zarozumialstwem chroń mnie, Panie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz