wtorek, 8 kwietnia 2025

Rekonwalescencyjne codziennostki

Pół dnia tkwiłam dzisiaj w poczekalni do poradni chirurgicznej.
Telefonowałam wczoraj do miasta wojewódzkiego, bo tam byłam operowana, by spytać, jak to z tymi szwami, gdyż karta wypisu nie informowała o tym. Okazało się, że nie muszę jechać do R., ale w moim mieście lekarz rodzinny może mi wystawić odpowiednie skierowanie. Więc najpierw był spacerek do przychodni (hurra! mam dosyć daleko, a jednak dałam radę dojść o własnych siłach - czyli sił przybywa), a potem przejażdżka taksówką do szpitala, na terenie którego znajduje się poradnia.

Dlaczego taksówką? Bo na przystanku autobusowym spotkałam dawno niewidzianą znajomą, uroczą starszą panią. Rozgadałyśmy się tak, że autobus przejechał nam koło nosa :) Wobec tego zmuszone byłyśmy wziąć taksówkę, koszty dzieląc na pół. Ubaw miałam po pachy, bo pani J. bardzo dowcipnie konwersowała z taksówkarzem.

Potem kilka godzin przesiedziałam pod gabinetem, bo kolejka w rejestracji jest długa, a moje skierowanie było pilne. Musiałam spytać pana doktora, czy mnie przyjmie, ten powiedział, że już dzisiaj nie da rady, bo niebawem kończy dyżur, ale za chwilę przychodzi następny lekarz. Ten następny zgodził się mnie przyjąć, ale dopiero gdy obsłuży zarejestrowanych pacjentów. Naczekałam się i zmęczyłam tym czekaniem. Ale rana podobno pięknie się wygoiła, szwy zostały usunięte, a ja mam zakaz dźwigania co najmniej na dwa miesiące.

Mam odpoczywać i zdrowieć, a tymczasem wciąż jakieś konieczności - a to wyjście w jakiejś sprawie, a to poranna pobudka na zastrzyk.
Jutro "ogarniam" skierowanie do poradni rehabilitacyjnej. Ciekawa jestem jak ma wyglądać rehabilitacja po takiej operacji i w takiej chorobie jak moja.
Pewnie sobie z pół roku na tę rehabilitację poczekam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz