niedziela, 6 kwietnia 2025

Powrót... prawie z zaświatów.

Jak wiadomo, trudno napisać to samo po raz kolejny z równą pasją jak pierwszy raz.
Wklejam więc swoje na gorąco spisane wrażenia skopiowane z grupy Roku Przebudzenia, gdzie podzieliłam się nimi na świeżo, kipiąca jeszcze emocjami po mocnych przeżyciach.

Voila.

Dziewczyny! Przeżyłam coś wielkiego, mocnego i egzystencjalnego. Coś jakby jeden z aktów przebudzenia.
Niektóre z Was może pamiętają, że często poruszałam temat zmęczenia, lęku przed śmiercią, który od dziecka był obecny w moich myślach i emocjach
30 lat temu przeżyłam operację ratującą życie. W marcu - właśnie w "naszym"* marcu! - odezwały się komplikacje po tamtej operacji.
Wczoraj wróciłam do domu z kliniki neurochirurgicznej.
Nie chcę się rozwlekać, ale byłam w momencie, gdy obecne na ziemi było jedynie moje ciało. Ze mną nie było kontaktu - istna roślina. Moje siostry walczyły o mnie, błagały lekarza o przyspieszenie operacji... W końcu się odbyła. Pomogła. Uratowała. Wracam do siebie tak szybko, że aż dziw bierze, choć oczywiście wciąż jestem osłabiona.
Kipię emocjami. Doznanym lękiem przed śmiercią, zachwytem i niebywałym poczuciem, że dla tak wielu ludzi jestem ważna, nieobojętna. Te łzy w oczach odwiedzającej mnie koleżanki...
Stres był potężny, nie sypiam po nocach pomimo osłabienia, ale daję sobie do tego prawo, daję sobie czas na dojście do siebie, pamiętam o łagodności i autoempatii.
"Zalatwiłam" sobie przy tej neurochirurgicznej okazji sprawę lęku przed śmiercią.
Nie miałam wpływu na nic! I wiecie, jakoś to... przeszłam. To się po prostu wydarzyło i ... paradoksalnie, nie było tak straszne.
Mocniej czuję, to co właściwie od dawna przeczuwałam i twierdziłam: życie mnie prowadzi.... Ktoś większy od nas, jakaś Moc, Bóg... (niepotrzebne skreślić), wie, co robi, zna sens tego wszystkiego, co od zarania dziejów zaprząta umysły filozofów. Nie czuję, że wszystko potrzebuję rozumieć i wiedzieć. Potrzebuję ufać.
Może trzeciego dnia po operacji poczułam przebodźcowanie, potrzebę spokoju. Poszłam w kąt szpitalnego hallu i siedziałam tam sama chyba z godzinę. Moja wewnętrzna dziewczynka płakała i zwierzała się ze swego strachu, zagubienia, lęku o własne dziecko. Wysłuchałam ją, pozwolilam mówić.... Po prostu byłam i pozwoliłam przebyć cały ten ocean emocji. Powooooli "puściło" napięcie. Jeszcze puszcza, widzę, że to potrwa może nawet kilka tygodni. I mam w sobie akceptację, przyzwolenie na to.
Przepraszam za chaotyczność i niestaranność tej wypowiedzi. Piszę ogromnie na gorąco.
Co się we mnie zmieniło? Czuję niezbywalne prawo do obecności i bycia sobą, Już mnie niewiele obchodzi, czy komuś się spodoba to, co mam do powiedzenia. Po prostu obchodzi mnie to, co chcę powiedzieć, czym się podzielić. Wolno mi tu być, oddychać pełną piersią i nie skradać się przez życie na palcach,
Mój lęk przed śmiercią nie zniknął, ale zmalał, stał się do objęcia i zaakceptowania. Wiem, że będzie tak, jak ma być. Wiem, że w tym wszystkim jest sens.
Czuję potężną wdzięczność za to doświadczenie.
I zwyczajnie po ludzku za to, że wróciłam i mogę nadal być z moim synem - tegorocznym maturzystą. Oj nie brakowało chłopakowi emocji! Matura na głowie,a matka nieprzytomna w szpitalu...
Współczuję mu i podziwiam go. I tak szalenie kocham. Daję mu ciepło.
...Jakże to rezonuje z naszą ostatnią sesją wsparcia**.
A lekarz, który mnie operował - cudowny człowiek. Zapracowany, nie było czasu się rozgadywać, a ciepło od niego biło.
Przeżyłam coś absolutnie niesamowitego, wielkiego, pięknego.



* Marzec w Roku Przebudzenia poświęcony jest bezwarunkowej miłości do samych siebie.
** Sesja wsparcia była o tym, jak wspierać samą siebie, koić układ nerwowy, dawać sobie prawo do wszystkich swoich emocji i widzieć je. Ufać, że - jak mawia często Pati - życie mnie, kocha, prowadzi i wspiera.

5 komentarzy:

  1. Woooow! Marta! To jest TO! Ten sam szok i poczucie jakiejś absurdalnej wręcz cudowności życia. W dodatku zaraz po pogrzebie siostry spadłam ze schodów, straciłam przytomność i Tygrys mnie prawie reanimował. Widziałam wtedy sylwetki ludzi, byłam pewna, że mnie woła moja zmarła rodzina i chciałam do nich iść, ale on mnie wołał, powtarzał ,,oddychaj, oddychaj". I tak kilka razy. A później jak już wróciłam i się uspokoiłam, co mi zajęło kilka dni, dotarło do mnie, że się już nie boję.
    Wiedziałam, że Coś mnie prowadzi, jakaś energia czy świadomość, ale nie w znaczeniu ludzkiej świadomości. W każdym razie poczucie totalnego sensu. Jakby jakiś puzzel wskoczył na właściwe miejsce i pokazał mi się cały obrazek.
    Od tamtej pory minęło więcej niż rok, wrażenia są już mniej intensywne, ale pewność, że wszystko jest na swoim miejscu, została. Zdałam sobie sprawę, że wszystko mnie do tego miejsca prowadziło.
    Niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Jakoś się nie zdobyłam na opisanie tego doświadczenia, bo uznałam, że ludzie jednak patrzą na życie racjonalnie, więc dla nich to będzie zbyt oderwane i uznają to za jakieś urojenia. A poza tym to bardzo osobiste i niepodobne do niczego, co do tej pory przeżyłam. Największy szok, że zamiast pogrążyć się w depresji, ja dopiero po tych tragediach rodzinnych zaczęłam doceniać życie, cieszyć się nim i odstawiłam leki przeciwdepresyjne! Terapia to też był jakiś element tego doświadczenia, ale tak naprawdę całe życie Coś mnie do tego punktu prowadziło.
      Dlatego bardzo Ci dziękuję, że to opisałaś. :)
      Nie jestem stuknięta, ufff... :))

      Usuń
    2. To jest jedna z tych rzeczy, które mocno we mnie dojrzewały jeszcze zanim trafiłam do szpitala, na pewno w dużej mierze za sprawą Pati: Jestem tu i mam prawo być taka, jaka jestem, nawet jeśli komuś się to nie podoba. Mogę sobie być stuknięta, póki nikogo to nie krzywdzi. Przekonuję się, odkąd odważnie pokazuję siebie, że zawsze znajdzie się ktoś... podobnie stuknięty ;) Podobnie myślący i czujący.

      Usuń
    3. P.S.Zacytuję znowu P. : jeśli ktoś mnie odrzuca z powodu tego, jaka jestem, to widocznie ta osoba nie jest dla mnie.
      Może niedosłownie to powtarzam, ale taki jest sens. Nie wszyscy są dla nas i my nie dla wszystkich... i w porządku,.

      Usuń
  2. korekta: odkąd odważniej pokazuję siebie.

    OdpowiedzUsuń