niedziela, 6 kwietnia 2025

Moja prywatna świątynia

Czas na wiosnę - i wiosenny wystrój bloga.

To zdjęcie z nagłówka jest kwintesencją tego, co kocham najbardziej i co mi w duszy gra.
Kocham wolność, przestrzeń, swobodę. Kocham naturę i soczyste barwy. Kocham słońce i powietrze. Potrzebuję optymizmu i ożywczej energii. Tego pragnę: nie konwenansów, formalności, lecz autentyczności. Wiatru we włosach!

Dwa lata temu brałam po raz pierwszy udział w Roku Przebudzenia i tam właśnie padła propozycja, by stworzyć jakiś zakątek - świątynię swojej kobiecości i podzielić się zdjęciem tejże w facebookowej grupie.

Myślałam nad bukietem, uroczym obrusem, przytulnym domowym zakątkiem - aż wreszcie przyszło do mnie to:


Macie już swoje świątynie?

Pati obudziła we mnie refleksje:

Nie wiedziałam, że tak bardzo jestem kobieca.
Inaczej rozumiałam kobiecość, a dokładniej - chyba jej nie rozumiałam, nie do końca czułam, co oprócz biologii miałoby czynić ze mnie kobietę: wrażliwość? sympatia do sukienek i szali? Zwłaszcza postrzeganie kobiecości przez pryzmat tego, co zewnętrzne, wydawało mi się płytkie i budziło sprzeciw.
Taka kobiecość, o której mówi Pati, jest mi bardzo bliska.
Do takiej kobiecośći zachęca "Przędza" Natalii de Barbarro. Zawsze czułam się tkaczką, dlatego tak bardzo mi ta książka przypadła do gustu.
Zawsze byłam w konflikcie z Mamą, która funkcjonowała bardziej w męskiej energii - działania, szybkości, efektywności (chociaż miała też gust i zamiłowanie do piękna, świetnie się ubierała, przepięknie urządziła sobie mieszkanie, kochała dobrą muzykę). Rozpoznaję, że ten konflikt to źródło dokuczających mi tak bardzo napięć i zmęczenia.
Zatem swojej wewnętrznej Kobiecie mówię wielkie TAK, witam ją z radością - to jest takie moje!

A świątynia?
Po wielu latach na walizkach staram się urządzać we własnym mieszkaniu - i pragnę... by ono całe było moją świątynią. Nie kobiety, nie bibliotekarki, nie Polki, nie osoby o określonych religijnych poglądach na przykład. Chcę, żeby to był DOM MARTY.
A ponieważ ciężko się wyzbyć nomadowych nawyków (wszystko na tymczasem, wieczna prowizorka) - średnio mi wychodzi urządzanie tych wszystkich kącików. Ot, zaznaczam terytorium: tu anioł na ścianie, tu obrus w ulubionych kolorach... Lubię ładne, pogodne, radosne rzeczy, tchnące ciepłem - takie kobiece właśnie. Kobiece tak, jak mówi Pati i jak lubię sama.

Ale, Kochane, taką mam, myśl, gdy się zastanawiam nad zdjęciem:
Moja świątynią jest niebo nad głową, słońce, wiatr we włosach.
Więc proszę, oto moja świątynia.
Marty - człowieka, osoby, kobiety.
Ale zawsze i przede wszystkim po prostu MartyWszystkie reakc

6 komentarzy:

  1. Mam bardzo podobne wyobrażenie na temat świątyni: łąka a jeszcze lepiej las. Tam najwyraźniej czuję połączenie ze światem.
    Pięknie wyglądasz, Marta. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam las, dzieciństwo spędziłam na Polesiu Lubelskim, gdzie ich nie brakuje.

      Usuń
    2. A mnie miłość do lasu zaszczepili rodzice. W każdą niedzielę szliśmy do lasu, gdy byłyśmy małe. To jeden z darów od nich. :)

      Usuń
    3. Moi rodzice też lubili przyrodę. Oprócz tego byli po studiach rolniczych, tata pasjonował się biologią. Coś i ja mam po nich :)

      Usuń
  2. Można powiedzieć, nie ma tego złego, żeby na dobre nie wyszło. Takie traumatyczne przeżycia, których doświadczyłaś, sprawiły że odeszły lęki przed odejściem, które cię trapiły.
    Fajnie że jesteś, i jesteś na wytyczonej przez siebie trasie, na której czujesz się sobą, bez zerkania na boki, jak widzą cię inni. To bardzo cenne. Też z mozołem dotarłam do tego miejsca, o wiele za późno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno lepiej późno niż wcale, choć szkoda tych lat, które mogłyby być lepiej przeżywane.

      Usuń