Łatwo osądzamy, oceniamy innych.
Że D. mnie zirytowała, jest po prostu faktem. Że postępuje tak czy siak, to również fakt. Wszystko, co z tego wynika, to fakt. Ale przyczyny? Tych często nie znamy.
Wiele razy pisałam, czym się interesuję, zwłaszcza do kilku ostatnich lat. Wpadłam na trop swoich kłopotów i widzę wyraźnie, że są nie tylko moim udziałem.
Życie D. znam nieco z bezpośredniej relacji i wiem, że są powody, z których funkcjonuje ona tak, a nie inaczej. Życie jej nie głaskało, za to może zbytnio głaskali niektórzy bliscy. A zagłaskać - jak wiadomo - można na śmierć, wyrządzając niezamierzoną krzywdę. Gdy nie mamy wystarczającej świadomości, nieświadome nami rządzi.
Czytałam kiedyś - bo z racji wykonywanej pracy mnóstwo nieszukanych książek przechodzi przez moje ręce - o największych przestępcach PRL. Opisywano historię zbrodniarza, mordercy, po którego śmierci sekcja wykazała ogromny guz mózgu. Guz wpływał na poziom agresji, sposób funkcjonowania.
Czy mamy prawo oceniać?
Nie - ale czy można tego uniknąć?
D. zaprezentowała ostatnio negatywną dla mnie postawę moralną. Nie potrafię w imię nieoceniania traktować ją tak samo jak dawniej, gdy pewnych niepochlebnych dla niej rzeczy nie widziałam i nie wiedziałam.
Nie zdobyłam się na otwarte powiedzenie, co o tym myślę, szkoda było mi kopać leżącego, ale niesmak pozostał.
Spędzam teraz dużo czasu w domu sama albo tylko z synem. Nieraz mam ochotę chwycić telefon, aby jak dawniej pogawędzić z D., a za chwilę przychodzi niechęć: nie, nie do niej!
Szkoda, choć na tej osobie (na szczęście) świat się nie kończy.
Napisałaś, że nie mamy prawa oceniać, mam tymczasem inne zdanie na ten temat: nie tylko jest to nasze prawo, ale wręcz nasz obowiązek. Mózg cały czas ocenia, taka jest jego praca, dzięki temu potencjalnie możemy uniknąć kłopotów. Oczywiście, system oceniający może być zawodny, gdy bazuje na szkodliwych/błędnych/krzywych normach, a te wynosimy z domu. Ale to osobna historia.
OdpowiedzUsuńMoże też chodzi o to, co kto rozumie przez ocenianie. Może o kategorie oceny. Nie jest to prosta sprawa.
OdpowiedzUsuńAle podałaś przykład oceniania (tego wg Ciebie nagannego). Jeśli kontakt z kimś nam szkodzi, nie ma znaczenia to, czy ktoś daną osobę skrzywdził i ona taka jest, czy nie. Faktycznie, każdy krzywdziciel był kiedyś krzywdzony. Nie jest to odkrywcze. Hitler też był kiedyś bitym dzieckiem. To, co jest ważne, to kwestia czy mamy do czynienia z osobą dorosłą. Jeśli tak, to mamy też do czynienia z osobą, która ma potencjał do rozwiązania każdego swojego problemu w sposób, który nie szkodzi innym. Skoro ta osoba z tego nie korzysta, trudno. Oceniam ją negatywnie i usuwam się z drogi.
UsuńZastanawia mnie to wszystko.
UsuńA czy czasem nie jest tak, że nasze życie to ciągłe ocenianie, decydowanie, jak się do czegoś czy kogoś ustosunkować?
W gruncie rzeczy chyba nie da się bez oceniania.
Ba, tak mi się właśnie wydaje. Nasze łby ciągle pracują, analizują, czy tak lepiej, czy tak. Chodzi pewnie tylko o to, żeby zachować w tym wszystkim umiar, bo zaprzestanie oceniania jest nieosiągalne. Ale z drugiej strony (myślę tu o własnym doświadczeniu), warto jest się do tych ocen za bardzo nie przyzwyczajać i mieć litość przede wszystkim do siebie samej. Zdarzyło mi się, że ktoś mnie kiedyś bardzo zranił, a potem się zgłosił z ofertą jako znajomy. Oceniłam go negatywnie, trochę to wałkowałam, aż przestałam. Miał trudne dzieciństwo, jest durny, poprawy nie będzie, peace. Nie tęsknię do tej osoby, jest przeszłością, która nie spowodowała zgorzknienia :)
Usuń