Przedwczoraj wyszłam z domu na zakupy. Minęłam po drodze sąsiadów rozmawiających przy podwórkowym stoliku pod wierzbą. Jeden z nich, akurat bardziej przeze mnie lubianych, zażartował: "Kup pączki", więc zapytałam: "A gdzie?" i dowiedziałam się, że "rzucili je, podobno smaczne, w pobliskim sklepiku. Coś tam wesoło odpowiedziałam i poszłam dalej. Gdy wracałam sąsiad zaczepił: "A gdzie pączki?". Odparłam: "Myszy zjadły, ale mam coś na pociechę" i poczęstowałam towarzystwo paluszkami z sezamem. Kupiłam je, bo rozbawiły mnie te przekomarzanki o pączkach.
Na drugi dzień wracając do domu z oddziału, spotkałam dwoje z tych sąsiadów i spontanicznie się do nich przysiadłam. No i posłucham sobie, jak "nadają" na tego trzeciego, który żartował o pączkach.
Na drugi dzień wracając do domu z oddziału, spotkałam dwoje z tych sąsiadów i spontanicznie się do nich przysiadłam. No i posłucham sobie, jak "nadają" na tego trzeciego, który żartował o pączkach.
Wielkie halo! Zupełnie, moim zdaniem, niewinne zdanie X. zostało poddane analizie i krytyce. Bo jak tak można, według starej N-owej się dopominać? Bo X. upierdliwy, bo X. dokuczliwy, bo taki, bo siaki. Coś tam usłyszałam o jego żonie... Nie interesowało mnie to na tyle, by zapamiętać, ale byłam i jestem pełna "podziwu", że tak bardzo może kogoś zajmować życie innych, że tak istotne mogą być zdarzenia - zdarzonka! - na które zupełnie nie zwracam uwagi, nad którymi przechodzę do porządku dziennego. To chwilami aż obrzydliwe.
Kiedyś przysiadła się do mojego podokiennego stoliku Honoratka z moją sąsiadką zza ściany...
Na własne uszy słyszałam kiedyś, jak rozmawiały z moimi sąsiadami - też zza ściany, ale przeciwległej😆 - na jakieś niepodobające im się rzeczy na podwórku i we wspólnocie mieszkaniowej. Wydawało się - sztama! A jednak tym razem Honoratka spojrzała na stojącą przed wejściem do mieszkania starą komodę sąsiadki i różne ustawione na niej drobiazgi. "Staroświeckie ma te rzeczy!" - rzuciła. Nie wytrzymałam i wtrąciłam: "Jej rzeczy, jej sprawa".
Na własne uszy słyszałam kiedyś, jak rozmawiały z moimi sąsiadami - też zza ściany, ale przeciwległej😆 - na jakieś niepodobające im się rzeczy na podwórku i we wspólnocie mieszkaniowej. Wydawało się - sztama! A jednak tym razem Honoratka spojrzała na stojącą przed wejściem do mieszkania starą komodę sąsiadki i różne ustawione na niej drobiazgi. "Staroświeckie ma te rzeczy!" - rzuciła. Nie wytrzymałam i wtrąciłam: "Jej rzeczy, jej sprawa".
Wczoraj znowu, opuszczając towarzystwo pod wierzbą, usłyszałam od starej N-owej: "Pewnie się pani położy". Nieraz wspominałam, że ucięłam sobie drzemkę po południu, zdarza mi się to ostatnio prawie codziennie. Już dawno nauczyłam się bywać pyskata, więc N-owej odpowiedziałam niby to lekko i wesoło: "Jak zechcę to się położę, a jak zechcę, to się powieszę". Jej towarzysze roześmieli się, a ja poszłam do domu.
Są to naprawdę bzdury, ale w większych dawkach - irytują.
Mieszkałam w wielu miejscach, ale obecne ma swoją specyfikę małego, zamkniętego środowiska. Pierwszy raz w życiu tak namacalnie się z tym spotykam.
Mieszkałam w wielu miejscach, ale obecne ma swoją specyfikę małego, zamkniętego środowiska. Pierwszy raz w życiu tak namacalnie się z tym spotykam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz