Jakoś idzie mi własna energia do wewnątrz. Mało zajmuje mnie świat zewnętrzny, jakieś wieści ze świata, jakieś wydarzenia. Trawię, przetrawiam to wszystko, co tyle emocji mnie ostatnio kosztowało.
A było tego trochę: śmierć Mamy, moje kłopoty ze zdrowiem, zabiegi, operacja. Pandemia i wojna też pewnie odcisnęły swoje piętno, choć izolowałam się od tego, ile tylko było można.
Ba! Co mnie zresztą obchodziła jakaś głupia wojna, gdy odchodziła Mama? Ale emocji z pewnością nie złagodziła.
Minęło już trochę czasu, a jednak powracają te wszystkie przeżycia. Nie odpędzam ich, nie chcę zapomnieć, wciąż mam poczucie że to w pełni nie wybrzmiało, ale chciałabym się czuć jakoś lepiej.
Gdy się na tym zastanawiam, mam wrażenie, że od prawdziwej żałoby oddziela mnie jakaś niewidzialna szyba,
Teraz znowu oddział i całe morze różnych odkryć na własny temat. Nie zawsze przyjemnych.
Spokoju zaznam chyba dopiero w grobie.
A tak go pragnę za życia, tu i teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz