czwartek, 18 kwietnia 2019

Okołowielkanocne rozważania

Tak zwana administracyjna w pracy wyliczyła, że bieżącego roku wykorzystałam raptem trzy dni urlopu, więc stwierdziłam, że jeszcze dwa wielkiej róznicy nie zrobią i oto znowu jestem na urlopie. Chcę się spokojnie i bez nerwów przygotować do świąt, podelektować się trochę niechodzeniem do pracy i domem.
O przygotowaniach świątecznych, między innymi o spowiedzi rozmawiały wczoraj moje współpracownice.
G. wyspowiadała się już w poniedziałek, co skwitowałam kpiarsko: "Tak wcześnie? Opłaci ci się? Do Wielkiejnocy jeszcze daleko, zdążysz znowu nagrzeszyć". "Spoko, Marta, na wszelki wypadek nie będę z tobą rozmawiać" - zripostowała K.. Nie pozostając dłużna odpaliłam, że niezmiernie jestem z tego zadowolona, a na koniec zgodnie roześmiałyśmy się wszystkie w pokoju.

Tak sobie przy okazji rozmyślam...

Po ślubie uległam nieco namowom męża i zbliżyłam się do kościoła, z którym właściwie przez całe życie więź miałam luźną. Rodzice praktykowali, ale niesystematycznie, trochę im się chyba nie chciało, trochę chyba nie byli przekonani - zdaje się, że przejęłam tę postawę.

Zdarzyło się więc w małżeństwie ze dwa razy wyspowiadać, przystąpić do komunii, ale poczułam szybko, że to jednak nie moja "bajka", czułam się nieautentyczna. Ponieważ jednak obiecałam wychować syna po katolicku, nie chciałam dziecku mącić w głowie, a nie są mi też obce wartości tej religii (w końcu większość ma charakter uniwersalny), prowadzałam syna na msze, rozmawiałam z nim o Bogu, którego przecież nie odrzuciłam. Mój syn przystąpił do pierwszej komunii, postanowiłam też, że przystąpi do bierzmowania. A potem daję sobie i jemu spokój.
Sama lubię wstąpić do świątyni, chętnie słucham kazań dominikanów z naszego miasta, bo mówią mądrze i nie mieszają w to polityki, lubię atmosferę katolickich uroczystości. Zdarza mi się modlić i to nie tylko własnymi słowami. Skoro tak zachłystujemy się wschodnią medytacją, praktyką jogi i czego tam jeszcze, to dlaczego nie uznać wartości modlitwy?
Nie ma jednak we mnie zgody na ujmowanie wiary i światopoglądu w ciasne ramki schematów. Bóg to dla mnie zbyt szerokie pojęcie, by usiłować określić, nazwać i opisać wszystko, co z Nim związane. Dla mnie niezbite przekonanie, że jest tak czy siak, to brak pokory wobec tego, co niepojęte, wobec Niego. Pewna jestem tylko, że chcę żyć uczciwie, nie krzywdząc innych, realizując przykazanie miłości bliźniego.

***
Wśród swoich przyjaciół mam A. i Z. i to właśnie oni zainspirowali mnie do napisania dzisiejszego postu.
Oboje są nie pierwszej młodości (starsi ode mnie o prawie 10 lat), oboje po rozwodach
Oboje ze środowisk tradycyjnie religijnych, dziś mają rozterki, bo przecież kościół związków po rozwodach nie uznaje, w świetle jego nauk A. i Z. wciąż są związani poprzednimi małżeństwami.
Nie zamierzam ich bezkrytycznie bronić, stawiać ich w roli ofiar niegodziwych współmałżonków, ale faktem jest, że koleżanki mąż był typem obłudnego katolika, znęcał się psychicznie nad synem, natomiast była żona kolegi zdradziła go z innym, otarła się o kłopoty z prawem, wnioskuję też z opowieści, że intelektualnie niedomagała. No, cóż... młodzi byli, dokonali złych wyborów...
I teraz, mądrzejsi o doświadczenia, spotkali się na swojej ścieżce. Postanowili pójść razem przez życie. Darzą się szacunkiem, dbają o siebie nawzajem - mój Boże, cóż w tym nagannego? Nie, nie mogę się pogodzić z tym, że uchodzi to za grzech. I nie godzę się.
Aktualnie jestem sama, ale gdybym znalazła się w podobnej sytuacji, ustaliłabym priorytety i wartości. Na czym naprawdę mi zależy? Czego chcę?
Wybrałabym związek i realizowanie miłości bliźniego w ten wyjątkowy sposób. Wybrałabym "egoistyczne" osobiste szczęście. Wybrałabym uszczęśliwianie wybranego, wyróżnionego spośród innych człowieka. A Ty mnie, Boże, sądź, biorę odpowiedzialność.
Wierzę, że jeśli Bóg istnieje, to jest mądry i sprawiedliwy.

4 komentarze:

  1. Mnie ksiądz namawiał, żebym kogoś sobie znalazła, to chyba dość wymowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, wymowne. A przy tym kontrowersyjne. Kościół sam zdaje się szukać kompromisu między tym, co głosi, a tym co dzieje się naprawdę. Bywa mocno niekonsekwentny. Myślałam, że padnę, kiedy usłyszałam, że ludzie mogą żyć w porozwodowych nowych związkach, pod warunkiem, że związku nie "skonsumują". Może się narażę co gorliwszym katolikom, ale dla mnie to piramidalna obłuda i robienie z ludzi idiotów.

      Usuń
  2. W kościele za dużo jest religii, za mało duchowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie ogarnęła refleksja, jak bardzo zewnątrzsterowni bywają ludzie.
      Duchowość jest mi bardzo potrzebna. Religijność szanuję, choć mi z nią nie po drodze, ale bardzo często jest tak jak piszesz: religii nie towarzyszy autentyczna duchowość.

      Usuń