piątek, 12 kwietnia 2019

Smutek przemijania

W pochmurny dzień,
Gdy szary cień
Przesłoni barwy świata nam,
Odezwij się, przywołaj mnie,
Tak bardzo nie chcę zostać sam


Nigdy się w tę piosenkę nie wsłuchiwałam, ale dobrze pamiętam, jakimi słowami się rozpoczynała. Dziś sobie ją odsłuchałam na Youtube i stwierdziłam, że wiele mówi o życiu, o ludzkich emocjach i potrzebach.
Dziś właśnie taki dzień zagląda mi do salonu. Ma urok z pewnością, ale nie zawsze się ten urok odczuwa.
Dziś dopada mnie melancholia jak w przytoczonej piosence. Czuję się samotna, choć zza ściany dobiega głos syna ochoczo konwersującego z jakimś kolegą czy kuzynem przez internet.
Podobno żałoba wraca falami, odchodzi i przychodzi, a mnie chyba dopada jakas odroczona jej forma. Nie tyle za byłym małżonkiem, ile za straconym życiem rodzinnym, wypełnionym ludźmi domem, obecnością bliskich. Raptem jedna osoba więcej towarzyszyła mi pod jednym dachem, a jednak jest różnica. Nie zaprzeczam bólom, smutkom i złościom przeżytym w małżeństwie - w końcu nie bez powodu się z niego "wypisałam" - ale były i chwile pogodne, ciepłe, dobre.
Teraz mi pusto. Dlaczego, na litość boską, skoro już sześć lat prowadzę samodzielne życie? Dlaczego dopiero teraz?
Czyżby żyjący i obecny w moim życiu mimo separacji mąż jednak nie dał mi w pełni odczuć zakończenia relacji? Czyżby utarczki z nim chroniły mnie przed spotkaniem oko w oko z samotnością? Coś skończyło się definitywnie. Niby święty spokój, a jednak i przykro.

Zajrzałam kiedyś na swój pierwszy blog. Ileż tam domowego, rodzinnego życia. Pierwsze kroki Misia, jego powiedzonka, jakieś przygody z mężem, pieczenie ciasta, gotowanie wieczorami, spacery za rękę z maluchem. Były, nie wrócą...
Nie, to nie żal po mężu (skądinąd z bólem wspominam jego widok w szpitalu).
To smutek przemijania.

10 komentarzy:

  1. Jesteś po prostu człowiekiem bardzo wrażliwym. Spotkałam się z wykresem poszczególnych faz żałoby w kształcie koła i to chyba ma symbolizować, że te fazy potrafią kręcić się w kółko, powracać, nie zawsze w tej samej kolejności.Miałam tak długo po rozstaniu, czułam się uzdrowiona i szczęśliwa, by za chwilę emocje wróciły. Stopniowo koło żałoby kręciło się coraz wolniej, aż wreszcie stanęło. Od Ciebie zależy, w jakiej fazie stanie to koło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, znam z doświadczenia, o czym piszesz. Emocje z czasem się wyciszają, a życie nie składa się z samych radości - uważam, że byłoby niepełnowartościowe.
    Im dłużej i lepiej znam siebie, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że jestem nieco skrajna w swoich emocjach. Przykre bywają reakcje osób, które tę moją cechę poznają, dziwi je to, co przez wiele lat wydawało mi się zwyczajne, normalne. Boli to poczucie "nienormalności".
    Próbowałam się zmienić, ale dziś już wiem, że pozostaje mi zaakceptować siebie i szukać sposobów na współpracę zamiast walki ze swoimi gorszymi chwilami. Gdzie jednak trzeba dać ujście temu, co we mnie kipi i po to między innymi mam blog.
    Wiem, że nie każdemu spodoba się moje kwękanie, szuka się blogów inspirujących i pogodnych, ale... trudno! "Mój jest ten kawałek podłogi", a ja na nim jestem po prostu sobą.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie ma moc terapeutyczną :) Pisz więc sobie, ja się cieszę, że podzieliłaś sie ze mną swoją przestrzenią.
      Co do emocji -ja też kiedyś reagowałam bardzo emocjonalnie, ale doświadczenia życiowe po prostu mnie uodporniły, bardziej rozwinęłam w sobie tumiwisizm i miewanie w tylnej części ciała. Nie znaczy to, że życie jest bezproblemowe, zmieniła się tylko reakcja na kontakt z problemem.

      Usuń
    2. Stać mnie na spokój i tumiwizism, ale to zawsze wymaga pracy. Kiedyś opowiadałam znajomemu o swoich perypetiach z byłym mężem, o piekielnie ciężkiej rozłące z synem i dodałam: "ale staram się o tym nie myśleć, bo tylko tego mi brakuje, żeby w jakąś depresję wpaść i wtedy już nic nie zrobię". Odpowiedział: "widzę, że jesteś silną kobietą, choć z wyglądu skromną".
      Ale to nie był prawdziwy tumiwisizm. Ten jest mi chyba obcy.

      Usuń
    3. P.S. Potrafię być silna, ale ostatnio chyba się przelało. Może rzeczywiście po śmierci byłego opada jakaś adrenalina, która mnie niosła przez kilka lat? Definitywnie coś się zakończyło, jakieś pole walki jest już przeszłością. No i jest miejsce na odreagowanie.

      Usuń
    4. Może źle się wyraziłam, może nie tumiwisizm, ale kiedyś spotkanie z problematyczną sytuacją odbierało mi dosłownie oddech, źle się czułam fizycznie, miałam łomotanie serca i takie tam; teraz jak jest problem, też mi się odechciewa wszystkiego w pierwszej chwili, ale to bardziej psychicznie, nie mam objawów fizycznych. A potem zbieram psychikę i staję do walki.

      Usuń
    5. No, to mamy podobnie :)
      Spodobało mi się kiedyś zdanie Margarytki: wolę problemy rozwiązywać niż przeżywać.
      Konstruktywna postawa, ale przyznaję, że moim pierwszym odruchem jest chęć ucieczki. Za mieszkaniowe sprawy biorę się jak pies do jeża. Ale tu akurat włączyłam sobie tumiwizism i nie poganiam sama siebie :)

      Usuń
    6. Dla mnie były mąż, taki, jakim go sobie wyobrażałam, jakim mi się przedstawiał, dawno umarł (co nie znaczy, że życzę mu śmierci). Po prostu ten, który jest teraz, to zupełnie obca, nieznajoma osoba. Zostały przyjemne wspomnienia z okresu związku. Te złe - jak to opisano w psychologii - mózg w sposób naturalny wyparł.
      Może faktycznie żyłaś na adrenalinie, zresztą przejścia z synem i jego fakt mieszkania w początkowym okresie z ojcem na pewno do zbierania się po rozstaniu się nie przyczyniał. Ja jednak miałam dzieci obok siebie, ich ojciec w ogóle nie występował o opiekę nad nimi, mimo moich problemów zdrowotnych i tego, że miał okazję. Do tego sytuacja finansowa i problemy zdrowotne. Inaczej się płacze w PKS-ie, inaczej w mercedesie. I wreszcie kwestie związkowe, ja patrzę na nie już tylko racjonalnie, jestem świadoma swoich ograniczeń i swobód i te swobody wygrywają u mnie z plusami związków. Ale ja jestem Wodnikiem, to taki niezależny znak zodiaku ;)

      Usuń
    7. P.S. (jak zwykle coś się przypomina po napisaniu) Na poziomie fizycznym moją reakcją na problemy jest zmęczenie, chęć spania, więc pewnie jakaś forma ucieczki. Ale koniec końców, nie można ciągle uciekać. Bezcenna jest ta ulga odczuwana po "odhaczeniu" zadania.

      Usuń
  3. Zjadłam kilka literek. Wybacz, przed śniadaniem jestem :D

    OdpowiedzUsuń