No i "klasyka romansu" (dla wzmocnienia ironii proponuję czytać: "romansu" tak, jak to wymawiają Francuzi). Korzystam z okazji, by się wredocie przyjrzeć celem lepszego zrozumienia siebie.
Pogoda się zmienia, błękitne niebo zaszło chmurami i pewnie będzie deszcz. I - psiakrew! - wszystko mnie boli, choć ten ból jest dziwny (znamy się z nim jak łyse konie, więc mnie akurat nie dziwi). To jest taki uogólniony ból - nieból. Tępy i rozlany dyskomfort w całym ciele. Niektórzy autoimmunologiczni wiedzą, o czym mówię, podobnie bywa też przed grypą. Trudno to uchwycić, sprecyzować, stąd wrażenie, że przecież "nic" nam nie jest, więc o co chodzi?
Da się z tym funkcjonować, ale dalekie jest to od komfortu. Ciało woła o wypoczynek i nicnierobienie, poleżenie w ciepełku. A tu trzeba jeszcze pochodzić dłużej z psem i wyjść do miasta w kilku sprawach. I Mateusz dzwonił z prośbą o przysługę, ale się wybronilam. W domu ciągle mam coś nie tak, jakbym sobie życzyła, bo gdy dzień lepszy, to i więcej ochoty, by zająć się czymś innym niż domowe nudziarstwa.
Tak w skrócie wygląd lwia część życia Marty z "Grubego Zeszytu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz