Nic nowego.
Nie mam sił na opisywanie codziennych smutków i radości.
Znowu kiepski dzień i zmęczenie. Myślę, że zbytnio wczoraj wyeksploatowałam swoje siły długim, przymusowym spacerem z psem. Oprócz psa doglądam też koga, który został u siebie w domu (oraz koło domu). Kawał drogi to ode mnie. W drodze powrotnej, już na moim podwórku spotkałam sąsiadów, którzy zaproponowali mi podwiezienie na koncert zespołu, w którym występuje moja koleżanka. Koncert jak koncert, żadna rewelacja, między nami mówiąc, ale miło było pokibicować znajomym (sąsiad też występował).
Dziś w pracy było mi wyraźnie trudniej niż w pierwsze dwa dni tygodnia - pierwsze dni po prawie półrocznej chorobowej przerwie. Starałam się wywiązać z obowiązków, ale koncentracja i tempo zostawiały sporo do życzenia. Toteż dzisiejsze popołudnie przeznaczam na całkowity wypoczynek. Doczekam tyko pory ostatniego wyprowadzania psa i daję nura do łóżka. Niech się pal, niech się wali!
Jutro będzie lepiej, ale widzę że swoimi siłami zarządzać muszę niczym strateg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz