środa, 12 listopada 2025

Werwo, wróć!

Rok temu tak intensywnie tego nie odczuwałam: przy złej pogodzie bolą mnie nogi i dłuższe chodzenie męczy mnie. To zniechęca do aktywności i sprawia że mam chęć wylegiwać się całymi popołudniami. Na szczęście gdy wyszłam z psem na ostatnią szybką przechadzkę, ujrzałam w górze cudnie gwiaździste niebo. Chmury się rozpierzchły i może jutro poczuję się lepiej.

Dziś się właśnie nalaziłam, bo przypomniało mi się, ze przecież w drugie środy miesiąca odbywają się spotkania w tzw. Klubie Pacjenta. Są to byil pacjenci oddziału dziennego psychiatrycznego. Zamierzam regularnie uczestniczyć w ich spotkaniach i wspierać się psychicznie.
Dziś niestety, okazało się, że spotkanie z jakichś tam przyczyn odwołano i następne dopiero za miesiąc. Aby nie marnować urlopu wziętego na pół dnia, postanowiłam pozałatwiać zaległe sprawy w mieście. Poszłam na odległy nieco rynek do urzędu miejskiego, gdzie zapłaciłam zaległy podatek za mieszkanie, a po drodze odebrałam przekaz pieniężny od koleżanki mieszkającej w Nowym Jorku. Dorzuciła i ona swoją kwotę do moich nowych aparatów słuchowych!

Nie takie dystanse pokonywałam pieszo w nie tak dawnych latach, a dziś... Szkoda gadać. Znowu czuję łydki i tylne części ud aż po sam tyłek.

Jakoś tak samotniej przez to i smutniej, bo w bólu nie chce się wychodzić z domu ani do ludzi. Wciąż jeszcze łudzę się nadzieją, że to organizm nie zregenerował się po trudnych przejściach i trzeba mu na to czasu. Złudzenia jednak są połowiczne. Liczę się z tym, że już taka "na zwolnionych obrotach" pozostanę i trzeba się uczyć z tym żyć. Niewesoła to akceptacja. Lubiłam być przecież pełna werwy i pomysłów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz