poniedziałek, 11 listopada 2024

Niepopularne tematy

 Za bardzo się czasem przejmuję - ale się przejmuję.

Przedwczoraj byłam z rodzeństwem na działce siostry. Po drodze rozmawialiśmy sobie o wszystkim i niczym, wspomniałam o moich sąsiadach i gadka zeszła na "uroki" wieku emerytalnego - bo ci moi sąsiedzi to przeważnie emeryci, którzy mają "za dużo" czasu na zajmowanie się bzdurami.

Siostra półżartem wytknęła, że i ja zdradzam pierwsze oznaki starości. "Bo ty, Marta, gadasz o swoich chorobach, o tym, że ktoś umarł...".
Ubodło mnie to nieco, przyznaję, ale i zastanowiło.

Nie chciałabym, aby tego typu sprawy były jedynymi, jakie mnie zajmują, ale też - czy potrzebuję udawać, że nie istnieją?

Gdy przyszłam do pracy jako dwudziestotrzyletnia dziewczyna, dziwiły mnie słyszane między sporo starszymi koleżankami rozmowy. No właśnie - pogrzeby, choroby, dom. Dziś mniej się dziwię, a więcej rozumiem.

Przesada w niczym nie jest wskazana, sądzę też, że mając szersze zainteresowania (a ja mam), nie jesteśmy zagrożeni monotematycznością. Czy jednak ta smutniejsza, prozaiczna strona życia nie jest jego naturalnym elementem? Czy mam udawać, że nie, ależ skąd, nie jestem wcale poruszona śmiercią pięćdziesięcioletniej znajomej, z którą wiele razy rozmawiałam, której ojciec (też już pod drugiej stronie) wynajmował mi kiedyś mieszkanie? Czy mam ukrywać, jak bardzo poruszyła mnie ciężka choroba, która w piorunującym tempie zabrała koleżankę z pracy, uprzednio fundując jej tyle cierpienia? Mam tłumić emocje po odejściu najbliższych?

Jeśli ktoś opowiada, że jego też boli tu czy tam, ale nie kwęka, tylko sobie radzi - to uważam, że takiej osoby jeszcze nic porządnie (i długo) nie bolało.
Mnie się już zdarzyło, że z obawą myślałam o przyszłości, że nie dawałam rady wykonać prostych czynności. Na szczęście były to tylko epizody, ale na tyle mocne, że po prostu nie były, nie są mi obojętne.

Nie szukam współczucia, gdy czasem powiem o chorobie. Dzielę się tym, co mnie porusza, tak samo jak powiedziałabym o zachwycającym mnie obrazie, oburzającym zdarzeniu, zabawnej przygodzie. Temat jak każdy inny, czasem ważniejszy, a innym razem niewart wspomnienia.

Dziś nie wiem, z jakiego powodu czuję zawroty głowy. Łagodne, ale kilka razy zatoczyłam się w kuchni. Przeszłam nad tym do porządku dziennego, ale w chwili, gdy miało to miejsce, poczułam irytację, bo wolałabym być w pełni sprawna, szybka, skuteczna, zamiast uważać na swoje ruchy i każdą pracę wykonywać w zwolnionym tempie. Mam udać, że tak nie było? Mam nie pomyśleć z obawą, że to może coś znacznie więcej niż tylko zawrót głowy? Nie, nie produkuję czarnych myśli na zapas, ale nie będę się oszukiwać, że nie są moim udziałem poważne schorzenia i że nikt mi nie obiecał, że się nie zaczną pogłębiać.

A rodzeństwo? No, cóż... zawsze byłam od nich inna, inną miałam wrażliwość i zupełnie inne doświadczenia. Nie zamierzam brać sobie zanadto do serca tej naszej różnicy zdań, ale wiem, że to jest pewna bariera i porozumienia tu nie znajdę. Na szczęście znajduję gdzie indziej.

2 komentarze:

  1. Takie to pisanie w komórce, napisałam długi komentarz, gdzieś niechcący nacisnęłam i nie ma 🤨
    Sens był taki, że to iż o trudnych sprawach się nie mówi, to nie znaczy że ich nie ma, albo że znikną, przeciwnie kumulują się i tym bardziej uwierają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to bardzo trudne - nie mieć z kim otwarcie porozmawiać o tym, co boli i co trudne. Oczywiście że warto zachować umiar, ale niezrozumienie jest ogromnie przykre, wpędza w poczucie winy i niższości.
      Z rodzeńśtwem pogadam, jeśli kiedykolwiek (oby nie!) stan zdrowia zacznie im dyktować sposób życia.

      Usuń