środa, 27 listopada 2024

Panta rhei

Wczoraj kupiłam sobie żelazo w tabletkach. "Inteligentne" jakiesik, stopniowo uwalniające w trzewiach swoje właściwości - zobaczymy, czy postawi mnie na nogi. Już mi się zdarzało trafiać do szpitala w stanie "żyć-mi-się-nie-chce" i okazywało się, że a to czerwonych krwinek za mało, a to leukopenia... Choroby przewlekłe same upominają się o uwagę - weź tu, nie gadaj o nich i nie myśl. Moja i tak jest z tych łagodniejszych. Pojem sobie więc tych tabletek, a jak nabiorę energii i chęci do działania, przeproszę się z sokowirówką i sokiem z czerwonych buraków. Trzeba zadbać o jakość swojego życia.

Póki co, postanowiłam być dla siebie łagodna i nie katować się powinnościami. Dbam tylko, by dziecko nie było głodne, ale obiady robię szybkie: Wczoraj na przykład kuskus (zbawienny w takich trudnych momentach!), kupne tarte ogórki kiszone, oraz kawałek wędliny rzucony na patelnię ; dziś zamiast wędliny - gotowe kotlety rybne, które wystarczyło podgrzać.
I leżę, i czytam, i piszę. Naczynia "potoknę"* rano, przed pójściem do pracy, mam gdzieś, że będą leżeć w zlewie przez noc. Rano mam znacznie więcej energii niż po przyjściu z pracy.

W pracy jakoś przytłaczająco, a i przemijanie daje o sobie znać. Kilka koleżanek niemal równocześnie odeszło na emeryturę. Przepracowałam z nimi ćwierć wieku i choć podtrzymuję pogląd, że w pracy trudno o przyjaźń, przecież przyzwyczaiłyśmy się do siebie, poznałyśmy swoje wady i zalety, po swojemu się zżyłyśmy i nawet na mniej lubianą B. przez ostatnie lata patrzyłam pobłażliwie, wybaczając słabości, a przyznając, że w gruncie rzeczy nie taka to najgorsza osoba - ot, ma swoje zagrania po prostu.
Nowa dyrektorka ma sto pomysłów na minutę, wdraża jakieś innowacje. Widzę, że koleżanki, które bardziej bezpośrednio jej podlegają, czują się przytłoczone, zmęczone i niezadowolone. Stres daje się we znaki - ale może to przejściowe, może chwilowe?

Wczoraj poczułam smutek. Już długo na emeryturze przebywa pani S., która wydawała mi się zawsze nieodłączną częścią naszego miasta, Była to osoba aktywna, energiczna, żywotna. Niestety wszystko do czasu. Jest to już ponad osiemdziesięciolatka. Bywałam do niej posyłana w różnych służbowych sprawach jak doręczenie jakiegoś pisma, pobranie potrzebnego podpisu, gdy już przestała wychodzić z domu. Widziałam odchodzenie: coraz szczuplejsza, coraz bardziej nieporadna i zagubiona. Wczoraj dowiedziałam się, że jest w szpitalu: straciła w mieszkaniu przytomność i upadła tak nieszczęśliwie, że złamała biodro. W tym wieku to bardzo groźne, pewna moja wiekowa znajoma nazwała to początkiem końca
I weź tu nie myśl, że znowu ktoś umiera.

Takie to normalne, a tak trudne.


*Jakie ładne zapomniane słowo! Spotkałam je w jakiejś  książce kucharskiej i sprawdziłam, co znaczy. Znaczy: opłukać. W "Placówce" Prusa też kiedyś czytałam, jak żona Ślimaka potoknąwszy byle jak naczynia, położyła się do łóżka.


Lubię smakować słowa.

2 komentarze:

  1. Dobrze robisz. Zadbaj o siebie i nabierz siły. Troska o siebie zawsze procentuje. Kiedyś robiłam za poganiać za niewolników i nie miałam litości dla siebie, ale mi przeszło. Teraz dostosowuję moje plany do możliwości. Jak jestem w gorszej kondycji to wybieram, co dla mnie lepsze i ważniejsze. I tak np. zamiast latać po domu na szmacie idę na spacer. Bo skoro nie mam siły zrobić tych dwóch rzeczy, to muszę wybrać te ważniejszą. Kiedyś miałabym poczucie winy, że robota w chałupie stoi, a ja spaceruję. Teraz wiem, że spacer da mi więcej energii i zdrowia, więc wybieram spacer. I nic złego się nie dzieje, brudem nie zarastam, bo jak się lepiej czuję nadganiam domowe obowiązki. Miłego odpoczynku. 🙂

    OdpowiedzUsuń
  2. Basiu, Amerykę mi odkryłaś, a to takie proste przecież. Dziękuję! Od dziś wybieram i nie czepiam się siebie, że nadganiam kurs korekty, a gary w zlewie "kwitną". W końcu je przecież... potoknę :)
    To był chyba mój błąd, że starałam się mieć wszystko zrobione i w rezultacie... wszystkiego się odechciewało.
    Serio dziekuję.

    OdpowiedzUsuń