wtorek, 20 grudnia 2022

:(

 Chyba jestem dzisiaj totalnie zestresowana.

Nie dość, że przygotowania świateczne zaczęłam od tzw. d...y strony (nie pytajcie...), co poskutkowało jedynie rozdrażnieniem i opadnięciem z sił, to na same święta pozbyłam się zęba.

Potrzebuję się najzwyczajniej wyżalić gdzieś i komuś, a że w realu nie bardzo akurat jest komu, robię to na blogu. I przy okazji co nieco podumam o żaleniu się... i pożalę się w kwestii żalenia.

Nieźle zakręcone, co?

Ale do rzeczy!

Jestem przewlekle chora, a głównym, najbardziej charakterystycznym objawem choroby jest suchość w ustach, brak śliny, a także łez. Dumnie zwie się to zespół Sjogrena.

Ach! jak chorować to z fasonem, a nie na jakieś tam banały!

Ten cholerny Sjogren przez ten cholerny brak śliny dramatycznie niszczy zęby, a ja i bez niego mam potężną dentofobię. Przesuszone śluzowki są nadwrażliwe na wszelkie manipulacje ; ja po prostu nie daję się dotknąć!

Odważyłam się jednak już dwa razy na leczenie w narkozie. Tanio nie było, trochę Mama pomogła.

Narkozę zniosłam raczej bez problemów. Nic mi na ten temat nie mówiono, więc chyba w porządku. Oprócz tych dwóch razy (razów?) miałam jeszcze dwie poważniejsze narkozy: operacja sprzed dwudziestu czterech lat, która uratowała mi życie, oraz cesarskie cięcie, od którego lada dzień minie siedemnaście lat. Obie przeżyłam, jak widać na załączonym obrazku.

Więc dlaczego, do kroćset tak się panicznie boję?!

Ząb złamał mi się z samego przodu, na przeklętym twardym pierniczku świątecznym. Wyglądam jak "patologia społeczna, menelka i alkoholiczka". Inne zęby też przydałoby się podreperować.

Nie dam się tknąć na żywo, narkoza mnie napełnia przerażeniem. Roi mi się w głowie, że dojdzie do jakiegoś nieszczęścia, zatoru, zakrzepu (problemy z krążeniem to też zasługa dziada-Sjogrena), nagłego zatrzymania akcji serca, jakiejś cholernej hipotermii (oj, pamiętam to lodowate zimno trzęsące mną po ostatniej narkozie). Boję się, że to nie wymysły, ale może przeczucie.

No, po prostu histeria.

Boję się, że gdy już się przełamię, będę tam w gabinecie w głos płakać i zrobię z siebie widowisko. Mam po prostu traumę!


***

 I tu pojawia się kwestia związana z poprzednim postem, tym o mojej przyjaciółce.

Gdzie jest ta granica między pozwoleniem sobie na doznawanie wsparcia od innych, a odpowiedzialnością za siebie i swoje emocje? Kiedy warto poprosić o pomoc, wysłuchanie, przytulenie, a kiedy jest to nadużyciem?

Były czasy, gdy sporo się żaliłam. Potem przekonałam się, że lepsze od żalenia się jest działanie, bo ludzie na żale reagują różnie. często zupełnie nie tak, jak potrzebujemy. Czasem lepiej niż koleżance zwierzyć się profesjonaliście, który ma więcej dystansu i kompetencji, pomoże realnie.

Ale odsłonięcie się rodzi bliskość. Zdarzyły mi się w życiu takie piękne chwile, gdy okazano mi czułość i współczucie. Pani X przytuliła mnie kiedyś, gdy nie wytrzymałam i rozpłakałam się w pewnym biurze pełnym ludzi. Nawet mój mąż mnie kiedyś tak pięknie przyjął (potem odrzucił, ale nie o tym teraz mowa), gdy wybuchłam niepohamowanym płaczem.

To są takie szczere chwile bliskości i prawdy.

...Ale częściej chowam smutki dla siebie. Więcej wiedziała o mnie moja przyjaciółka, z którą relacja się zachwiała.

Rozmawiam często, a raczej piszę z Najlepszym Kolegą, ale on jest daleko. Nie widzi mojej codzienności, a ja raczej mu nie powiem, że jestem przerażona, że czuję się stara i brzydka, że chyba mnie już takiej schorowanej - a na dodatek histeryczki - nikt nie zechce. Nie powiem, bo to nie ten etap jeszcze, nie ta otwartość, chociaż to bardzo dobry człowiek i za to go... no... bardzo lubię ;)

No i komu się wypłakać w rękaw?

Wstydzi się człowiek czasami być po prostu sobą.

Niech mnie ktoś przytuli...

9 komentarzy:

  1. Przytulam i łączę się w bólu. Też mam gorsze dni i nikogo do przytulenia (mąż się nie nadaje).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutno, że mąż się nie nadaje. Szczerze mówiąc wolałabym być sama niż z kimś, kto się nie nadaje... Przepraszam, jeśli uraziłam Cię takim komentarzem. Domyślam się, że przyczyny tego stanu rzeczy są bardziej złożone.

      OdpowiedzUsuń

      Usuń
    2. Nie uraziłaś. Mąż jest bardzo dobrym człowiekiem i mężem, ale ma taki nieprzytulaśny charakter po prostu. Taki konkretny facet.

      Usuń
    3. Tak mi się właśnie wydawało, że to nie chodzi o jakieś złe intencje czy brak dobrych. Ja przytulaśna jestem ogromnie. Seksu tak nie potrzebuję jak przytulenia dla samego przytulenia, pogłaskania dla zwykłej czułości...
      Ale to prawda, że pozory mylą, a cała sprawa jest względna. R. nie żałował mi przytulania i to było dla mnie bardzo ważne, uszczęśliwiało mnie niesłychanie. Za to okazało się, że pije, kłamie i kombinuje. Ot, co.
      Jednak nie chcę już związku, choćby i z najlepszym człowiekiem, gdzie nie mogę bezinteresownie się przytulić, na przykład przy oglądaniu telewizji, na przykład mijając się w przedpokoju. To jedna z moich największych związkowych potrzeb.

      Usuń
  2. Ja cię przytulam, mocno tak :) Granicę człek ustala sobie sam. Kwestia czego obecnie potrzebujesz. Złe myśli znam, dentystofobię mam już trochę ogarniętą, ale miałam, to wiem o czym mówisz. Mojej znajomej 40-letnia córka, niepełnosprawna umysłowo, też leczy zęby w narkozie. Miała ich, tych narkoz znaczy, już całe mnóstwo i wsio dobrze.
    Na moje oko pojęczałaś, bo trzeba czasem, ale zrobisz to co zawsze, ogarniesz :)
    Użyj mojego motta: Bój się i rób!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dentofobię też zaczynałam nieco ogarniać, ale trafiła mi się bardzo niemiła przygoda. W pewnym - bardzo dobrym - gabinecie cackano się ze mną jak z dzieckiem, bo poinformowałam o swoim strachu. Miał być najpierw żelik na dziąsełko, potem mała igiełka, a potem dopiero konkretne znieczulenie. Po naniesieniu żelu ból przeszył mnie jak igłą, aż podskoczyłam. Nie wiem do dziś, czy dentystka trafiła na jakiś odsłonięty nerw, czy to w zespole Sjogrena śluzówki z powodu suchości są tak nadwrażliwe. Za cholerę jasną nie dam się już dotknąć - bariera potężna. Potem już były narkozy, a że płatne, to i zęby musiały poczekać, a to - wiadomo - ich zdrowiu nie sprzyjało.
      Ogarnę i pewnie nawet przeżyję, ale jeszcze trwa moje mocowanie się ze strachem.

      Usuń
    2. Takie coś przytrafiło mi się, gdy dentystka trafiła w nerw igiełką ze znieczuleniem :) Matkobosko! A ja nie mam tego zespołu. Czyli przypadek to był :) Mocuj się ale nie za długo, bo szkoda zdrowia :)

      Usuń
  3. Współczuje bardzo....Myślę, że należy otwarcie mówić dentyście swoim strachu oni do tego przyzwyczajeni, i szukać takiego pełnego empatii i zrozumienia.. mam nadwrażliwość dziąseł wiec wiem jaki to ból i szukam też teraz kogoś tylko w narkozie ..wiec rozumiem naprawdę w pełni:):Nie czuj się jak menel, nie obrażając ich:): Czuj się po prostu jak ktoś kto właśnie stracił ząb:): Nie jest to fajne nie mieć zęba z przodu ale....patrz tylko na swoje możliwości.Trzymam kciuki aby się znalazły pieniądze na narkozę...Co do końcówki Twojego posta..wstydzić się to ludzka rzecz....Mocno przytulam:):):

    OdpowiedzUsuń