niedziela, 25 grudnia 2022

Ty! Sjogren!

 Wigilię miałam w tym roku inną niż wszystkie. Bo najpierw był dom rodzinny, rodzice, rodzeństwo. Potem było małżeństwo i wigilie u teściów. Wstyd się przyznać, ale praktycznie przychodziło się na gotowe. Po rozstaniu z mężem co roku zapraszała nas (mnie i syna) moja siostra, a dwa razy "wylądowaliśmy" u szwagierki, bratowej mojego nieżyjącego byłego męża, z którą relacja, choć niezbyt  bliska jest poprawna, a nasi synowie bardzo się lubią i spędzają ze sobą wiele czasu.

Tego roku postanowiliśmy z synem po raz pierwszy zostać u siebie. Na luzie, po swojemu, kameralnie.

I wiecie, super było!

Wprawdzie zmęczenie przygotowaniami dało o sobie mocno znać (zdrowie już bardzo "nie to"), ale ku własnemu zaskoczeniu poczułam to, co lubię czuć w ten wieczór: bliskość, miłość, wzruszenie. Wprawdzie dom nie lśnił jak lustro (i nie będzie, chrzanię to! ;) ), a potraw było niewiele, bo i sił brak i kto by to zjadł, ale było poczucie, że jest WYSTARCZAJĄCO.

Pokonując niechęć (wiedziałam, że odchoruję) zaangażowałam się w przygotowania, włożyłam w nie serce i - to jest to. Jak powiedziała Jadwiga Kander, jeśli nie możesz biec, idż ; jeśli nie możesz iść, to się czołgaj - ale niech temu, co robisz, towarzyszy przekonanie i poczucie sensu. Zrób małą rzecz porządnie,a nie wielkie i wiele, a za to byle jak.

Na litość boską, czemu takich oczywistości uczę się dopiero teraz? Czy musiałam aż zachorować, żeby zwrócić na nie uwagę?

Ty! Sjogren! Czasami Cię nawet lubię ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz