czwartek, 1 grudnia 2022

Listopad, listopad...

 Listopad jest "domowy". Mniej się wychodzi na podwórko, więcej czasu spędza pod dachem. Szuka się tego, co nazywam szmaragdowym pierścieniem z wiersza Gałczyńskiego - tego, co osłodzi listopadowe smuteczki, co zadziała terapeutycznie. Lubię w listopadzie napełnić dom zapachem chleba, ciasta, zapiekanki. Lubię odtwarzać atmosferę rodzinnego, ciepłego i bezpiecznego domu, dzieciństwa. Lubię to uczucie, gdy dom był jak oaza, na zewnątrz której ciemny, chłodny i nieprzyjazny świat.

Ale dziś mi się nawet tego nie chce. Czuję się przytłoczona troskami, które przecież ani nowe nie są, ani nadzwyczajne.

Obiecywanego taniego węgla nie ma jeszcze, a zapas z zeszłego roku nieubłaganie się kurczy. Chcąc nie chcąc będę chyba musiała zakupić trochę tymczasem z innego, droższego zapewne źródła.

Po Nowym Roku zapowiadają jakieś straszne podwyżki cen.

W pracy pojawiły się nawet wzmianki o ewentualnych redukcjach.

Choć niejedną już inflację ludzkość przeżyła, niejeden kryzys, choć mam w zwyczaju nie roztrząsać podobnych rzeczy, a po prostu się przystosowywać, chociaż sprawdza się przysłowie: nie taki diabeł straszny - jakoś mnie to niepokoi.

...A całkiem z innej beczki - przedwczoraj odwiedził mnie sąsiad, z którym raczej towarzyskich relacji nie utrzymuję, żyjemy sobie swoim życiem i jesteśmy dla siebie po sąsiedzku uprzejmi. Chciał pożyczyć 10 zł. na piwo. Miałam, więc pożyczyłam, nie zbiednieję bez tej sumy, nawet jeśli nie odda, a do tej pory, choć pożyczał sporadycznie, był uczciwy.

Sąsiad "gazuje" jak się patrzy, kilka razy już uciekł grabarzowi spod łopaty, kilka miesięcy temu stracił brata, który też za kołnierz nie wylewał. Na chwilę tylko to go zmitygowało.

Dzisiaj przyszedł znowu po pożyczkę. Oświadczyłam że nie mam gotówki, bo posługuję się kartą płątniczą. Skłamałam, niech najpierw tamtą dychę odda. Czemu zresztą mam wspierać alkoholizm?


I ot, tak mija mi listopad.


P.S. Swoją drogą, chodzi i za mną piwo, ale grzane, na słodko.

To może by tak ruszyć do Biedronki szanowny zadek?

6 komentarzy:

  1. Dla mnie październik i listopad to najbardziej depresyjne miesiące w roku. I to mimo rocznicy ślubu w październiku, a moich imienin w listopadzie. Nic w tych miesiącach nie daje mi radości. Grudzień jest niemniej depresyjny, ale można sobie w nim podnieść nastrój (i tak robię) dekoracjami świątecznymi, pieczeniem pierniczków, lepieniem pierogów (co uwielbiam). A jak minie grudzień, to już bliżej do wiosny, dzień się robi jakby dłuższy i jest coraz bardziej optymistycznie.
    Tak więc jeszcze tylko ten miesiąc, a później już będzie z górki. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już troszeczkę poprawił mi się nastrój. Uuuuffff!

      Usuń
  2. Pożyczysz raz, drugi, jak trzeci raz nie dasz to cię wyzwie od kur. Znamy takich sąsiadów. Trzeba gnać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od kilku lat tu mieszkam i jak dotąd żyję z sąsiadami w zgodzie, ale alkoholizm w miejscu nie stoi, może być gorzej. Czasami myślę, co to będzie, gdy zabraknie matki,która jeszcze trochę trzyma go w ryzach, nie pozwala na spraszanie kolegów od kielicha (butelki, co tam kielich!) i zrobienie z domu meliny.

      Usuń
  3. Sąsiada goń jako Zenza radzi :) A reszta? Będzie dobrze, poukłada się.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lepiej się już czuję, chyba pomogła sama świadomość, że najgorszy miesiąc w roku już za nami. A sąsiad? Szkoda słów. Pochwalił mi się przy okazji tej wizyty, jak zasnął, i nie wiedział, że w domu ulatnia się gaz z palnika kuchenki. Świetnie...

    OdpowiedzUsuń