wtorek, 23 kwietnia 2024

Długie, nudne i - ważne dla mnie

Silne emocje mną owładnęły ostatnio. Pozwoliłam się porwać, nie zatrzymałam się w porę.
Bywa ; przecież się nie powieszę. Przeprosiłam, za co należało - uważam - przeprosić, ale że żyję i czuję, przepraszać nie będę.
Dojrzały człowiek rozmawia, nie ucieka i  nie manipuluje, a czuję teraz, że to mnie spotyka. Dojrzały człowiek mówi wprost: "Jestem teraz tak na ciebie wkurzona, że potrzebuję przerwy w kontaktach (albo w ogóle: "nie chcę mieć z tobą nic wspólnego")" - a nie kręci, że nie ma czasu ; czas dziwnie się dawniej znajdował choćby na pięć minut, choćby na odpisanie:"Ssorry, nie mogłam odebrać"
Odbiera mi się szansę na konfrontację, a może i przeprosiny.
No, cóż... trudno! Zrobiłam, co mogłam, reszta odpowiedzialności już nie po mojej stronie.
Wciąż po głowie mi się kołacze, że może jednak ja coś źle zinterpretowałam, ewidentnie zareagowałam zbyt gwałtownie - ale znów się powtórzę: takie rzeczy się wyjaśnia!
Więc nie przepraszam, że żyję.
Zaopiekuję się sobą, bo tak mmą "trzepnęło", że aż dziw. Muszę odzyskać równowagę, a potem wracam do swoich spraw i celów .Korekta musi być ukończona!

***


Nasiąkłam słownictwem ze swoich ostatnich lektur. Nie znoszę tzw. oszołomstwa i mam nadzieję, że uda mi się go uniknąć, przyznam jednak, że zafascynowana jestem odkryciami w publikacjach Pati Garg czy Sylwii Kocoń. Uczą mnie, że odpowiedzi na własne rozterki szuka się u źródła, w sobie. Kontakt ze sobą jest nie do przecenienia! Znajomość swoich reakcji, emocji, rozpoznanie ich źródła - pomagają sobie radzić.
Nieraz słyszę, że nie ma co filozofować, trzeba brać życie na "chłopski rozum". Tak! Stuprocentowa zgoda,  do tego właśnie się sprowadzają nauki "moich" autorek - ale niektórzy gdzieś po drodze zagubili ten chłopski rozum, stracili kontakt ze sobą i zaufanie do siebie. Teraz trzeba wykonać pracę, by to odzyskać. By odnaleźć, bo gdzieś w nas wciąż to istnieje. Przestaliśmy tylko na tym polegać. A potem wydaje nam się to taaaakie trudne!

***

Moja ostatnia niechęć do D. ma swoje głębsze korzenie i tu musze uderzyć się w pierś wydatną: moja... nie wina - moja ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
Przecież od kilku lat już przeszkadzały mi pewne jej cechy. Ale wolałam tę swoją niechęć ignorować, strofowałam się za "nieładne", "niedobre" myśi oraz odczucia.Bo D. przecież miła, serdeczna, wesoła - jak ja mogę być taka dla niej nieżyczliwa?
Nawet R. który migiem ją podsumował, że głupia, tlumaczyłam, że może nie jest lotna, ale ma inne zalety. "Tacy też chcą żyć" - mawiałam żartobliwie.
No i tak to sobie trwało. Nie miałyśmy konfliktów - dopóki nie przyszło nam mieszkać razem.
Ponad rok temu zbiegiem okoliczności dostałyśmy ten sam termin do sanatorium, z jednodniową róznicą. Ponieważ mój turnus rozpoczynał się dzień wcześniej, D. rzuciła propozycję: "To poproś o wspólny pokój dla nas".
Zjeżyłam się na tę prośbę, ale niczego nie okazałam.
Tak bardzo chciałam ten turnus spędzić w samotności, spacerować w pojedynkę, dużo rozmyślać, opłakiwać Mamę, która odeszła kilka miesięcy wcześniej. Wyciszyć się zupełnie i mieć kontakt z samą sobą. Taka pustelnia mi się marzyła.
Stłamsiłam jednak niezadowolenie i załatwiłam ten wspólny pokój, bo nie umiałam asertywnie odmówić.
Męczyłam się z nią okrutnie! Drażniło mnie wszystko, nie zawsze sprawiedliwie. Bo co winna D. że jest powolna, wręcz ślamazarna i mało zdeycydowana? Co winna, że gada, gada, gada, często niepotrzebnie, często nudno i płytko.
Ewidentnie doskwierało mi jakieś psychiczne przeciążenie, a jej osobowość, sposób bycia nie pomagały mi dochodzić do siebie.
Obwiniałam się za te odczucia, oceniałam je. Sporo energii kosztowało mnie udawanie, że wszystko o.k.
Potem, już w naszym mieście D. rozchorowała się na depresję, więc pomyślałam, że pewnie dlatego była tak trudna w sanatorium, że chyba miała pierwsze objawy (problemy ze wszystkiego, powtarzanie się). Wybaczyć trzeba - stwierdziłam.
Potem rozeszło się wszystko po przysłowiowych kościach - aż do teraz. Oj strzeliły zamiecione pod dywan emocje!

Dlaczego o tym tak wiele piszę (i może zanudzam, ale ostatecznie blog jest dla mnie)? Historia jest dla mnie nie tylko emocjonująca, ale interesująca psychologicznie. Ciekawie jest pozaglądać w to głębiej i wysnuć wnioski.

To przez te wszystkie emocje oraz parę dosnutych przez życie wątków, stała się "taaaka wielka".
Obiektywnie wielka nie jest.

Marto, alleluja i do przodu, a czas pokaże, co będzie z tą znajomością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz