Koleżanka wstawiła na Facebook dość przejmujący mem o osamotnieniu, więc zapytałam, czy wszystko u niej w porządku i zaproponowałam ewentualne spotkanie i pogaduszki. Rzeczywiście chętnie bym się z nią spotkała, by wyjaśnić pewną sytuację, która nam się niedawno wydarzyła.
Mniejsza o sytuację ; wywiązała nam się rozmowa, która uzmysłowiła mi, że nie ja jedna odczuwam wpływ jesieni na psychikę. Jola (niech jej tak będzie ; to nieistotne, czy to inna osoba z dotychczas opisywanych, czy też ta sama) poskarżyła się, że życie ją ostatnio nudzi, dopada ją kiepski nastrój, że co dzień tylko praca i po pracy: gotowanie, porządki, spacer z psem - ot rutyna i obrzydła czasem powtarzalność. W dodatku ukochany wyjechał do pracy za granicą i nieprędko wróci.
Jak bardzo ją rozumiem! Nie jesteś sama, Jolu, i ja nie jestem sama w tym jakimś spowolnieniu i zwiększonej podatności na doły i dołki.
Wprawdzie unikam słowa "nuda" jak diabeł święconej wody - tak bardzo zapadło we mnie powiedzenie, że mądrzy ludzie się nie nudzą. Fakt faktem jednak: ten obecny czas łatwy nie jest.
Nie mogę zaprzeczyć, że jakoś bardziej w tym roku odczuwam przytłoczenie monotonią codzienności, rutyną, brakiem słońca oraz towarzystwa. Nie rządzi mną to jednak, a wręcz mnie ciekawi. To skutek moich ostatnich zainteresowań, poszukiwań, wyczulenia na pewne sprawy - wpływ "psychologizmów", jak je nazywam.
Pati Garg zawsze mocno podkreśla wartość obserwowania siebie i dopuszczania do siebie wszystkich emocji. Zapewnia, że możliwe jest akceptowanie ich bez nadmiernego angażowania się w nie. Przekonałam się, jak bardzo jest to wykonalne i jak bardzo bardzo pomocne w trudniejszych momentach.
Z pewnym zaskoczeniem stwierdzam, że późnopaździernikowe tęsknoty można na swój sposób... polubić. Można docenić samotność i zwolnione tempo życia, uznać, że takie są prawa natury, której wszak jesteśmy częścią. Bo cała natura przecież zwalnia "obroty", by zregenerować się przed kolejną wiosną, która niechybnie nadejdzie. Można spożytkować długie wieczory na poznawanie siebie, rozwój albo relaks.
W ostatnich latach przed takimi trudniejszymi nastrojami uciekałam w towarzystwo. Miałam D., z którą nie było tygodnia bez spotkania czy rozmowy telefonicznej. Lubiłyśmy się odwiedzać w domach albo wyjść gdzieś razem. Tym razem jest inaczej, przeżywam przelotne zniżki (nastroju) bez znieczulenia - i podoba mi się to! Jestem ciekawa, co jeszcze odkryję przebywając sama ze sobą.
Wyskoczyłoby się, owszem, na jakąś potańcówkę, ale przyjmuję ze spokojem fakt, że teraz nie mam z kim, a sama jednak jakoś nie potrafię. Za to nie mam najmniejszego problemu z wyjściem w pojedynkę do kina czy na basen, którego otwarcie po długich pracach remontowych zapowiadają już niebawem. Zamierzam regularnie mobilizować się do tej ostatniej aktywności, bo ruch, który się lubi, jest zbawienny dla psychiki, a i ludzi się tam spotyka ; ba! znam osobiście małżeństwo, które "wyswatał" basen.
Oj! Ględzę! Do brzegu!
Co mi jesienne weltszmerce i samotność mówią? A otóż:
- każą szukać tego, co "moje", tego co nieprzypadkowe, tego, czego naprawdę potrzebuję. Nie zadowala mnie już aktywność jakakolwiek, byle było z kim ;
- informują, co moje, a co niemoje, a więc każą uważniej wybierać i towarzystwo, i zajęcia. Wyczulają i uwrażliwiają na własne potrzeby ;
- dają czas dla siebie i na to wszystko, co zaniedbywałam z różnych powodów ;
- wyznaczają priorytety ;
- gdzie jest pustka, tam jest też przestrzeń na nowe sprawy i ludzi ; trzeba tylko spokoju, cierpliwości i zaufania. Trzeba robić swoje i - właśnie - ufać ;
- Ha! I na blog mam więcej czasu oraz weny.
I wiecie - fajnie to wszystko czuć.
Fajnie też czuć swoje bezpieczne schronienie w domu i bliskość syna. Tegoroczny maturzysta zapędza mnie - od dawien dawna słynącą jako skończone matematyczne beztalencie, do rozwiązywania zadań i działań. Na stare lata dowiaduję się, co to logarytm, co to kombinatoryka i - do licha! podoba mi się to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz