Czekałam na powrót syna, aż tu nagle zawiadomił mnie, że on wraca dopiero jutro, ponieważ jest to dzień wolny od nauki - Święto Edukacji Narodowej. Szkoda, bo jakoś raźniej z nim, nawet gdy siedzi w swoim pokoju. No, cóż... przeżyję.
Zgodnie z tym, co napisałam wczoraj, zmobilizowałam się dziś do wyjścia z domu. Wybrałam się na rowerową przejażdżkę, w czasie której odwiedziłam Rodziców na cmentarzu, a potem nazbierałam orzechów na przedmieściach. Czeka mnie łuskanie - terapia zajęciowa w sam raz na te jesienne długie wieczory.
Obejrzałam na raty - wczoraj i dziś stary western "Pojedynek w słońcu" z przesławnym Gregory Peckiem. Film ten pamiętam z dzieciństwa i zapragnęłam odświeżyć go sobie w pamięci.
Wrażenia zgoła inne niż ponad trzydzieści lat temu. Irytująca bohaterka i paskudny typ grany przez "boskiego" Gregory'ego. Może mam jakiś deficyt hormonów, libido i nie wiem, czego jeszcze, ale całe to bajanie o targających ludźmi namiętnościach słabo do mnie przemawia. "Pojedynek" jest pełen stereotypów o kobiecie, mężczyźnie i miłości - woda na młyn feministek. Aczkolwiek oglądało się go z zainteresowaniem.
Dziś, skoro syn wzgardził rodzinnym gniazdem, wypełnię samotność kolejnym filmem - "Wielkim małym człowiekiem", bo oglądałam go po tak zwanych łebkach wiele lat temu. Właściwie wcale nie oglądałam, leciał sobie w telewizji, a ja przypadkiem byłam w pobliżu i kilka razy zerknęłam na ekran telewizora.
Cieszę się, że mam spore zaległości kinowe, bo nadrabianie to też niezła rozrywka. Jak zwykle "nie ma tego złego...".
W domu jest ciepło, rozpaliłam w piecu, na kuchence gotuje się zupa pomidorowa na jutro.
Czego więcej chcieć?
A jutro do pracy po dwóch tygodniach laby. Szczerze? Wcale mi się nie chce, już wolę te swoje samotne wieczory, za to czas do wyłącznej dyspozycji. Ech, wolności!
Do mnie też nie przemawiają filmy o "milości", w których namiętność rzuca bohaterami jak szmacianymi lalkami. Cóż, bardziej do mnie pasuje reumatyzm niż romantyzm. Lubię stare filmy i często do nich wracam. Ostatnio, po raz nie wiem który, oglądałam "Lot nad kukulczym gniazdem"
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci jazdy na rowerze, bo ja już nie mogę jeździć, a bardzo lubiłam. Teraz mam spacery. Wyprowadzam się na nie bez względu na pogodę. A jak mi nastrój siada, to wkładam buty i idę wietrzyć głowę. I zawsze wracam szczęśliwsza.
Pozdrawiam 🙂
Szkoda, że nie możesz już korzystać z tej rowerowej frajdy. Ja uwielbiam!
UsuńRuch dobrze robi 'na głowę", wszelkie spacery także. Bywało jednak i tak w moim życiu, że nie pomagało nic, po prostu musiał zadziałać czas.