czwartek, 17 października 2024

Robota leży

Wróciłam do pracy i wróciły stare problemy.
Dlaczego jednego dnia jestem cała w skowronkach i gotowa góry przenosić, a drugiego - niemalże zgon. Obserwuję to od jakiegoś czasu i badam, zamiast tylko na te stany narzekać. Szukam sposobów, by pomóc samej sobie w tych bardzo trudnych momentach.

Wczoraj czułam się wspaniale, co przypisałam dobrze przespanej nocy. Postanowiłam, że zadbam o odpoczynek również kolejnym razem. Położyłam się o przyzwoitej porze, a jednak rano musiałam zmuszać się do wstania. W pracy obserwowałam problemy z koncentracją i poczucie zmęczenia. Zmuszałam się do swoich obowiązków, ale kiepsko mi szło. Denerwowało mnie zbyt silne światło jarzeniówek, drażniło włączone radio.

Całe lata myślałam, że jestem leniwa,bo uciekałam przed podobnymi trudnościami. Dziś na ucieczki nie chcę sobie pozwalać, pragnę we własnych i cudzych oczach uchodzić za przyzwoitego człowieka, pracownika, obywatela. Ale nie przesadzę i nie skłamię mówiąc, że bywa mi ciężko.

I jak ja mam czegokolwiek ważniejszego dokonać w życiu z takim wiecznym niedomaganiem? Ludzie robią jakieś kariery, zarabiają jakieś pieniądze, żyją pełną piersią, a dla mnie sukcesem bywa, że nie zostawiam na noc bałaganu w domu, że ugotowałam obiad pomimo ochoty, by wyłącznie leżeć. A przecież mam swoje marzenia, ambicje, zamiary.

Może w myśl zasady, która każe widzieć pełną połowę przysłowiowej szklanki powinnam sobie pogratulować, że jednak jestem dość aktywna, mam zainteresowania i chęci, by jednak działać w miarę możliwości? Ciągle jednak skrzeczy we mnie ten wewnętrzny krytyk, wymyślający mi od gnuśnych leni, straszący, że z moim tempem nie starczy mi czasu na realizowanie siebie. Mam wrażenie, że "większe pół" mojego życia to  - jak często mawiam - zdychanie, taki - jak mawia Pati - tryb przetrwania.

I jak tu na przykład zwiększać swoje zasoby finansowe, kiedy brak sił?

Przyszłam dzisiaj do domu taka "padnięta", ale trzeba było przygotować zaplanowany na dziś szybki obiad z makaronem. Zmusiłam się zatem, potem zjadłam, a następnie postanowiłam odpocząć. Myślałam nawet o drzemce, ale wdałam się w internetową pogawędkę z moimi siostrami i o dziwo, bardzo mnie to odprężyło. Wstałam zatem i umyłam naczynia, oraz pozbierałam pranie suszące się przed domem.

I więcej nic mi się nie chce. Zarządziłam "minimum programowe". Jest wpół do dziewiątej wieczorem, a ja już przygotowałam sobie piżamę i za chwilę zapakuję się do łóżka z ksiażką.

Niech robota leży, a ja...

A ja też! ;)


P.S. Szukając przyczyn kiespkiej formy, stwierdziłam, że chyba to.... wiatr. Pogoda i jej wpływ.
      Że jestem dość zaawansowanym meteopatą, przekonałam się nieraz. Ale jak mnie to wk...!!!

3 komentarze:

  1. Zdecydowanie, powinnaś sobie pogratulować. Każdego dnia, gdy robisz coś, co wymaga od Ciebie większego wysiłku, powinnaś się poklepać po pleckach i docenić. Jedyne osoby, z którymi możemy się porównywać, to my z wczoraj i my z dzisiaj. A i to nie zawsze, bo czasami na przeszkodzie staje nam własny organizm. Trzymaj się ciepło. 🙂

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo jesteś wobec siebie krytyczna, niepotrzebnie. Starasz się jak umiesz i wystarczy. Dajmy sobie trochę na luz, mówię to i do siebie, bo też się lubię besztać🙃

    OdpowiedzUsuń
  3. A co do pracy, to środy dla wszystkich kobiet powinny być wolne, kto jest za?

    OdpowiedzUsuń