poniedziałek, 7 października 2024

Wiwisekcja ;)

Wczasów pod gruszą dzień kolejny. Trochę niezdyscyplinowania wkradło się w moje życie, ale niech tam! zezwalam :) Za to dużo czasu na rozmyślania i utrwalania tychże na blogu. Jak ja lubię pisać!

Jakiś stres mnie z rana dopadł, kiedy tak zaczęłam zastanawiać się nad zadaniami do wykonania na dziś. Obiad sam się nie ugotuje, pranie samo się nie wstawi i nie rozwiesi...

Rozbieram na czynniki pierwsze i "przeżywam" bardzo oczywiste sprawy. Jestem świadoma, że mogę wydawać się z tym śmieszna i "upierdliwa". Ale u siebie jestem na moim blogu, kto nie chce, niech nie czyta. A nuż jednak komuś pomoże to, co wyczyta u mnie? I pomyśli: kurczę! a myśłałam (-em), że tylko ja tak mam!".

Każde zadanie urasta u mnie do piramidalnych rozmiarów i nieraz zastanawiałam się, dlaczego, bo przecież to absurd. Dzięki Pati nauczyłam się to badać, rozpoznawać, rozbrajać. Warto sobie dać na to czas i przyzwolenie.

Wyszłam z domu, gdzie było dużo stresu i nerwów. Obwiniam o to głównie Mamę, ale oboje rodzice mieli swoje "zasługi". Mogłabym o tym pisać długo i rozwlekle, ale nie o żalenie się ani oskarżanie moich rodziców tu chodzi. Nie bez powodu jednak napisałam we wczorajszym poście, że trzeba dzieciom pozwolić być sobą, nawet gdy się je dyscyplinuje i  nie przesadzać z reakcjami na niespełnianie naszych oczekiwań, bo dzieci nigdy nie będę "toczka w toczkę" zgodne z naszymi oczekiwaniami i wyobrażeniami,.

Wpływ przeszłości na mnie jest bardzo silny. Dziś to wiem, tak więc mogę to świadomie zmieniać.

Układ nerwowy, gdy jest nieustannie pobudzany, uczy się trwać w ciągłej gotowości do obrony i oporu. Osoba, która tego doświadcza, żyje w napięciu, często niemal permanentnym.
Mnie nieraz mówiono, że robię "ze wszystkiego" wielką sprawę, że tylko mnie dotknąć, a wybucham i czasami lepiej do mnie bez przysłowiowego kija nie podchodzić. O, tak! Nerwus jestem, co niektórych bardzo zaskakuje, bo bywam też spokojna i łagodna, gdy nic mnie nie "uruchamia". Ale uruchomić mnie nie jest trudno. To ten układ nerwowy, który nie dość, że od dziecka narażony na stresy, to od urodzenia chory, więc podwójnie obciążony. Tej prawdy długo nie dopuszczałam do siebie.

Moja Mama była taka porywcza i nerwowa. Dużo krzyczała, potrafiła uderzyć, czym popadło. Dziś już wiem od cioci, jej siostry, że nie bez powodu.

Ogromnie pomaga mi świadomość tego wszystkiego zrozumieć ją i samą siebie. Zrozumieć nie zaprzeczając, że działo się źle. Zrozumienie jest jednak punktem wyjścia do zmieniania złych wzorców. 

Więc, okay, rozgrzeszam siebie z porannego rozmemłania i niechęci do pracy. Zgodnie z zaleceniami Pati (która zachwala, zachwala i jeszcze raz zachwala medytację) na pół godziny wyciszyłam się i wsłuchałam w siebie. Zastosowałam poznane techniki uspokajania i kojenia rozklekotanych nerwów, pogadałam z malutką Martą z dawnych czasów, która ewidentnie się we mnie odezwała. Powoli doszłam do siebie i teraz mogę działać.

Przy okazji - wiem już dlaczego tak bardzo marzę o pracy z domu i tak bardzo lubię urlopy. Tylko w domu mogę sobie pozwolić na bieżące zaspokajanie swoich potrzeb związanych z tym całym napięciem i stresem. W biurze, wśród obcych ciągle trzeba udawać.

2 komentarze:

  1. Och, jakie my jesteśmy podobne, a przynajmniej mamy bardzo podobne zdanie w paru sprawach. Ja też, pisząc na blogu o swoich sprawach, mam nadzieję, że komuś może się przydać to moje dzielenie włosa na czworo. Podobnie lubię grzebać w swojej głowie, żeby zrozumieć jak działam i dlaczego tak, a nie inaczej. Po latach pozwoliłam sobie na spojrzenie na moją Mamę bez zbytniego retuszu. Wydaje mi się, że ją zrozumiałam, ale chwilę trwało zanim jej wybaczyłam, że nie czułam się ważna w dzieciństwie.
    Dobrze że dajesz sobie prawo do działania po swojemu, bo to przecież Twoje życie, a nie pani z reklamy, która perfekcyjnie sprząta, pierze i gotuje. Pozdrawiam 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciągle jestem pomiędzy dwiema skrajnościami, bo z jednej strony chciałoby się wszystko idealnie, a z drugiej - wciąż odzywa się we mnie to zbuntowane, rozżalone dziecko...

      A co do mam - ja z kolei potrzebowałam dojrzeć do tego, by spojrzeć na moją ciepło, wyrozumiale i z miłością.

      Usuń