Długie L-4 mi się przydarzyło. Cały tydzień chorowałam i jeszcze nie do końca doszłam do siebie. Pozostały dziwne bóle głowy, a że jestem po bardzo poważnych przejściach z głową, moja "rodzinna" lekarka wysłała mnie na SOR w celu dokładniejszych badań.
W rezultacie od ręki wykonano mi tomografię komputerową - chwała Bogu, wynik dobry! Kamień z serca, bo był tam, choć mocno ukryty i stłumiony. Mimo że nawet niespecjalnie dokuczała mi głowa, podano mi dożylnie ketonal ; cóż... wyleżałam się pod tą kroplówką i poczytałam "Młyn nad Flossą". Książka to najbardziej niezawodny towarzysz.
Cały dzień tam zszedł, łącznie z czekaniem na przyjęcie, a potem na wypis. Ale jestem uspokojona i zadowolona z kilku jeszcze dni zwolnienia lekarskiego, jakie mi wystawiono. Owszem, finansowo na tym stracę, ale odpocznę i odnowię zasoby energii.
Nic na to nie poradzę, że funkcjonowanie w codziennym trybie praca-dom męczy mnie. Niby się żyje, niby jest normalnie, ale mocno odczuwam tę różnicę, gdy tylko nadarzy się okazja do porównania.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy kilka koleżanek, z którymi zaczynałam pracę, odeszło na emeryturę. Wszystkie zadowolone, bardzo chwalą sobie ten stan, dodając: "Byle tylko zdrowie było". Zazdroszczę, chociaż do bycia coraz starszą niepilno mi.
Lepienie świątecznych pierogów i uszek mam w nosie, kupię w sklepie. Zawzięłam się tylko, że upiekę piernik staropolski z przepisu Margarytki oraz ugotuję barszcz, bo to żadna filozofia.
Nawet miałam ochotę na domowe dania, ale gdy sobie przypomniałam, jak się pochorowałam rok i dwa lata temu od stania i siedzenia cały dzień w garach, jak jeszcze w małżeńskich czasach zaczynałam wieczorem lepić te uszka w nadziei, że w trzy godziny się wyrobię, a siedziałam nad robotą do białego rana - odechciało mi się. Nie muszę całemu światu udowadniać, jaką jestem supergospodynią. Ważniejszy dobry humor i serdeczny uśmiech dla bliskich.
Syn dziś podzielił się smutną wiadomością: "Mama, pamiętasz Tomka (zmieniam imię)? Mama mu umarła dwa dni temu". Tomek chodził z Młodym do jednej klasy w szkole podstawowej. Biedny chłopak!
Wciąż myślę o synu i jego kolegach jak o dzieciach, choć już im prawie dwudziestka stuka. I to biedne dziecko zostało sierotą. A matka młodsza ode mnie cztery lata. I tuż przed takimi rodzinnymi świętami... Myślę o tym ze smutkiem.
Obawa, że opuszczę syna zbyt wcześnie towarzyszyła mi przez cale moje macierzyńskie życie, bo jestem osobą ze znacznymi uszczerbkami na zdrowiu i kiedyś już powróciłam prawie z drugiej strony. Każdego dnia się zdumiewam, że jeszcze tu jestem. Dlaczego ja akurat? Dlaczego musiała odejść inna kobieta w sile wieku, może nie chorująca nigdy wcześniej, dopóki nie przyszło to najgorsze?
Ech! A moja siostra powie, że się starzeję, bo gadam o chorobach i śmierci. No, jak nie gadać, skoro i to istnieje?
A zresztą, a w gruncie rzeczy - cóż takiego nagannego jest w starzeniu się? Czy to przypadkiem nie naturalne?
P.S. Koleżanka złożyła mi na Facebooku, publicznie życzenia urodzinowe, dodając: "Łagodnej menopauzy". Przemilczałam, bo koleżanka w gruncie rzeczy miła i na pewno nie chciała źle , ale czy tylko ja odnoszę wrażenie, że to niezbyt stosowne? Poczułam się skrępowana. Menopauzę zostawmy sobie jednak na rozmowy przy kawce, kameralne, chociaż to równie normalna sprawa jak starość czy śmierć.
Marto życzę Ci wszystkiego najlepszego, szczęśliwej podróży do kolejnych jubileuszy. Odpoczywaj i szybko zdrowiej. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńRównie serdecznie "odpozdrawiam".
UsuńPowoli wraca mi chęć do działania i energia. Ale niepokoją trochę zawroty głowy ; no, ki diabeł?
Może to przejściowe i czasu potrzeba?
Hmm, nawiązując do PS-a, może trochę obronię Twoją koleżankę ;) Ja z kolei uważam, że pomijanie "takich" tematów sprawia, że są odbierane jako wstydliwe i (może nie do końca to słowo odda, co chcę powiedzieć, ale nie mogę znaleźć lepszego) poniżające dla kobiety? Niemówienie o czymś sprawia, że robi się z tego coraz większe TABU. Uwielbiam teraźniejszość za nieskrępowane mówienie o tym, że źle się czuję, bo mam okres, za to, że moja 10-letnia córka rozmawia ze mną jak to jest mieć okres i że razem kupiłyśmy dla niej podpaski, które nosi w plecaku "na wszelki wypadek". Ja 30-parę lat temu przez kilka miesięcy nie przyznałam się mamie, że mam okres, bo się wstydziłam, do tej pory pamiętam wstyd jaki czułam, w trakcie mówienia jej o tym. Myślę, że podobnie jest z menopauzą, mówienie o niej w normalny sposób (oczywiście nie w co drugim zdaniu ;) ) w jakiś sposób oswaja mnie z nią i przygotowuje na to co następne zmiany. Ale to oczywiście mój punkt widzenia :)
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy masz rację, ale jednak zrobiło mi się nieco głupio. Wolę sama zadecydować, co pozostawiam dla siebie, a co udostępniam wszem i wobec. Czym innym jest dla mnie swobodnie rozmawiać z córką czy koleżanką, nawet bratem o swoich kobiecych sprawach, a innym - dzielenie się bez selekcji czymś, co jednak jest dla mnie intymne. Jestem chyba z tej starej szkoły, a poza tym - fakt, nie było to wszystko naturalnie traktowane w moim środowisku, kpiono ze zmieniającego się ciała nastolatki itp. Towarzyszyło temu wiele wulgarności, chamstwa, przemocy. Dlatego mam silne poczucie, że ta sfera wymaga delikatności i odrobiny dyskrecji.
UsuńZresztą w wielu sprawach zdarza się brak taktu. Latem, na przykład, sąsiad zapytał mnie, ile kosztował samochód mojej siostry, która podwiozła mnie pod dom, a trzeba przyznać, że furę ma niezłą (o ile się na furach znam ; raczej słabo ;) ). W życiu bym takiego pytania obcej osobie nie zadała, uważam je za niekulturalne. Odpowiedziałam mu, zgodnie z prawdą, że się tym nie interesowałam.