Lekki mrozik chwycił, powietrze stało się orzeźwiające. Wyprowadziłam siebie na mały spacerek z kijkam, ale niedługo to trwało, bo zawroty głosy i brak równowagi dają o sobie wciąż znać. Nawet jednak taka mała dawka ruchu i powietrza przyjemnie pobudziła mnie do życia.
Jutro z rana zadzwonię do pracy i ustalę, co z moim urlopem, zapiszę się też do "rodzinnej" lekarki. Skoro nie zajmowałam się sobą jak należy wcześniej, to teraz organizm dość brutalnie upomina się o należną mu porcję uwagi.
Czytam dawne posty na blogu Emmy i odnajduję w nich wiele wspólnego ze mną. Rodzi się we mnie myśl, by i swoje przeżycia, doświadczenia przelać na blog, czy jak wolą niektórzy, na bloga. Korci mnie wyrzucić z siebie to, co latami zalega, powodując poczucie inności oraz izolacji od innych ludzi. Z drugiej strony - ogromnie to wszystko intymne, krępujące, obarczone toksycznym wstydem.
Myślę jednak, że napisać mogę wszystko, byle tylko w odpowiadający mi, bezpieczny sposób. Asertywnie, z dbałością o siebie.
Jest we mnie skłonność do podważania i cenzurowania własnych uczuć, do niedowierzania. "Przesadzasz!", "Wymyślasz!", "Inni nie takie mają problemy, nie rozczulaj się nad sobą i nie rób z siebie ofiary!" - woła mój wewnętrzny krytyk. A moje wewnętrzne dziecko - a może to już dorosły? A może jeden i drugi? - odpowiada: "Mam swoją prawdę, fakty mówią za siebie, mam prawo czuć, co czuję i wreszcie wydobyć to z cienia".
Nie! nie chcę się już wstydzić trudnych spraw w moim życiu, trudnych emocji, tego wszystkiego, czemu nie byłam winna... a nawet jeśli byłam, to z nieświadomości. Chcę przestać karać siebie i innych za przeszłość. Nie chcę udawać, że nie było bólu.
Może więc popiszę, choć możliwe, że niezgrabnie i nieudolnie, jak wtedy, gdy słowa więzną w gardle i dławią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz