Jest to chyba dość dziwne, może śmieszne, ale mój uraz do sprzątania, do powinności wszelakich przybiera niekiedy karykaturalne rozmiary.
Dałam się wczoraj porwać emocjom i corocznemu konfliktowi pomiędzy "Powinnam przed świętami..." a "Chromolę te święta!!!". Oczywiście energii pochłonęło to masę, umęczyłam się nie robotą bynajmniej.
Wieczorem odezwała się do mnie koleżanka - inicjatorka grupy "budzących się" kobiet na Fb. Zauważyła moje rozterki, bo spontanicznie dałam im wyraz w postach. Popisałyśmy, okazała mi dużo zrozumienia i ciepła, wsparła dobrym słowem i własnym przykładem, że można nie katować się przedświąteczną presją. Zapewniła, że z roku na rok odpuszczanie tego stresu lepiej jej wychodzi. Po tej króciutkiej rozmowie poczułam się lepiej.
I teraz będzie najlepsze!
Odpuszczenie przyniosło przypływ sił i ochoty!
Ludzie! Okna umyłam! Mocno pobieżnie, ale i tak efekt jest zauważalny i zupełnie mnie zadowala.
Ludzie! Kupiłam sobie wczoraj mopa za 5 zł. oraz ścierkę z mikrofibry do tegoż urządzenia i pomachałam nim dzisiaj na swoich trzydziestu metrach. Sama siebie rozbawiłam, bo przyszła mi na myśl mała dziewczynka bawiąca się w dom ; tak się właśnie czułam. Bardzo fajnie zbiera ta ścierka brud, a jakiego jest ładnego, energetycznego, czerwonego koloru :)
I obiad dobry zrobiłam.
I czuję to, co nazywam oswojoną rzeczywistością: spokój, odprężenie, przyjemność z bycia u siebie i sobą.
Równowaga to jest to.
...I czapkę sobie kupiłam w szmateksie, bordową z daszkiem, dzianinową. Lubię daszki.
...I w piecu zaraz rozpalę, bo mój piec to jak przyjaciel, z którym się gada.
...I "Młyn nad Flossą" czeka, i "Ania, nie Anna", kolejna filmowa adaptacja losów Ani Shirley, którą polecił mi syn po obejrzeniu filmu ze swoją dziewczyną. Mam sentyment do Ani i tej przyjaznej, ciepłej atmosfery, którą roztacza.
Wczoraj w ramach nadrabiana moich wcale pokaźnych zaległości kinowych obejrzałam "Kanał" Andrzeja Wajdy z Janem Englertem - nastolatkiem w jednej z ról. Ponury okrutnie, ale dobry, poruszający film.
Dla mnie kryterium odbioru książki czy filmu jest to, czy mnie poruszyły, wywołały emocje i myśli. Po niektórych czuję, że straciłam czas, spłynęły po mnie niczym woda po gęsi, jak na przykład jakaś książka Marii Nurowskiej o kobietach w więzieniu, której tytułu nawet nie pamiętam, bo była nudna i powierzchowna.
Hej hej!
OdpowiedzUsuńTeż lubię daszki i też jestem raczej w sekcji ,,chromolę" niż powinnam, ale zazwyczaj jakoś tak jest, że im bliżej świąt, tym mniej rygorystycznie to chromolenie wprowadzam w czyn. Tylko u mnie idzie głównie w gotowanie, a generalne porządki zostawiam na Wielkanoc.
,,Ania nie Anna" bardzo mi się podobała, czekam na następny sezon. :)
Bardzo przyjemny film.
UsuńDzisiaj nabiegałam się za masą marcepanową do piernika i to mnie umęczyło jak największa harówka. Nie cierpię supermartetów przed świętami. A masy nie dostałam, ale przynajmniej się dotleniłam i poruszałam na tym przymusowym spacerku.
Im mniej tym więcej niejako albo na odwrót może, popatrz jak to u ciebie zadziałało, też spróbuję, bo chociaż niby chromolę, ale chyba za słabo jednak. Oby był efekt i u mnie 😉
OdpowiedzUsuńUwolniło się sporo energii trwonionej na niepotrzebne rozterki.
UsuńDziś wyszorowałam szybę od piekarnika, solidnie już na to zasługiwała. Sodą i octem - rewelacja! :)