Miałam z tą D. poczucie winy - a dlaczego?
Tu weszło w grę poczucie winy. Obawa, że jestem paskudną, wywyższającą się przemądrzałą babą.
D. jest umysłowo nieco ociężała i zaczęło mnie to cholernie wkurzać.
Czułam się w obowiązku nie brać tego pod uwagę, lecz rozumieć, wybaczać, być cierpliwą i pobłażliwą. Chciałam być lojalna.
A jednak czułam coraz bardziej narastającą niechęć, zauważałam wady i nie umiałam się oszukiwać. To ze mnie wychodziło - czasami nawet w niemiły dla D., krzywdzący ją sposób.
D. potrzebuje prowadzenia, naśladuje innych, brakuje jej własnego zdania, odwagi. Teraz wzoruje się na Aśce, a Aśka jest diametralnie od niej inna - dominująca i lubiąca prowadzić. Sama się do tego przyznaje.
Wytworzył się między nami trzema jakiś dziwny układ, który mi przestał służyć. Dostarczył mi jednak ciekawych autorefleksji.
Rację ma Anna Bzikowa, że zwykle i w nas tkwi odpowiedzialność za nasze emocje w relacjach.
Chyba nie znałam siebie dostatecznie.
Takie, a nie inne miałam potrzeby, wchodząc w te znajomości. Coś mnie do nich przyciągnęło, coś mnie zauroczyło - coś, czego mi w życiu brakowało*. Zachłysnęłam się tym z lekka i dopiero gdy się nasyciłam, zaczęłam zauważać to, co mi nie odpowiada.
Za mało też chyba doceniałam siebie samą, za mało czułam się ważna i wartościowa. Skłonna byłam się obwiniać za mniej "piękne" odczucia i myśli. A one są potrzebne, one do nas mówią i informują.
Tak! Unieważniałam swoje podszepty, zagłuszałam, aż w końcu wybuchły.
Co jeszcze? Basiu, zacytuję Ciebie: zapał neofity mnie ogarnia. Odzyskuję siebie, własny wewnętrzny głos. Tłumiony latami, czasami może nawet przesadza - wręcz się drze ;)
Mimo wszystko uważam to za oznakę zdrowienia.
*O rany, całkiem jak w związku romantycznym!
Też zakończyłam pewne znajomości, szczególnie te, które wysysały ze mnie radość, spokój. I teraz mi lepiej.
OdpowiedzUsuń