wtorek, 3 grudnia 2024

Postscriptum 2

Miałam z tą D. poczucie winy - a dlaczego?

Tu weszło w grę poczucie winy. Obawa, że jestem paskudną, wywyższającą się przemądrzałą babą.

D. jest umysłowo nieco ociężała i zaczęło mnie to cholernie wkurzać.

Czułam się w obowiązku nie brać tego pod uwagę, lecz rozumieć, wybaczać, być cierpliwą i pobłażliwą. Chciałam być lojalna.

A jednak czułam coraz bardziej narastającą niechęć, zauważałam wady i nie umiałam się oszukiwać. To ze mnie wychodziło - czasami  nawet w niemiły dla D., krzywdzący ją sposób.

D.  potrzebuje prowadzenia, naśladuje innych, brakuje jej własnego zdania, odwagi. Teraz wzoruje się na Aśce, a Aśka jest diametralnie od niej inna - dominująca i lubiąca prowadzić. Sama się do tego przyznaje.

Wytworzył się między nami trzema jakiś dziwny układ, który mi przestał służyć. Dostarczył mi jednak ciekawych autorefleksji.

Rację ma Anna Bzikowa, że zwykle i w nas tkwi odpowiedzialność za nasze emocje w relacjach.
Chyba nie znałam siebie dostatecznie.
Takie, a nie inne miałam potrzeby, wchodząc w te znajomości. Coś mnie do nich przyciągnęło, coś mnie zauroczyło - coś, czego mi w życiu brakowało*. Zachłysnęłam się tym z lekka i dopiero gdy się nasyciłam, zaczęłam zauważać to, co mi nie odpowiada.

Za mało też chyba doceniałam siebie samą, za mało czułam się ważna i wartościowa. Skłonna byłam się obwiniać za mniej "piękne" odczucia i myśli. A one są potrzebne, one do nas mówią i informują.

Tak! Unieważniałam swoje podszepty, zagłuszałam, aż w końcu wybuchły.

Co jeszcze? Basiu, zacytuję Ciebie: zapał neofity mnie ogarnia. Odzyskuję siebie, własny wewnętrzny głos. Tłumiony latami, czasami może nawet przesadza - wręcz się drze ;)

Mimo wszystko uważam to za oznakę zdrowienia.


*O rany, całkiem jak w związku romantycznym!

Postscriptum o koleżankach.

Próbowałam przeanalizować całą tę historię z koleżankami, ale z tego robiła się bardzo długa i chyba niezbyt ekscytująca opowieść.

Wiem już jedno: miałyśmy do przejścia wspólny kawałek naszych dróg, ale każda ma własną. Jesteśmy różne i z różnych tzw. bajek. Miałam swój udział w nieprzyjemnościach i zgrzytach, ale mam też swoją prawdę, która domaga się uznania - przeze mnie samą przede wszystkim.

To dla mnie bardzo interesujące i frapujące, ale nie mam już siły o tym opowiadać. Ważne, że wreszcie poczułam, o co mi chodzi. Ważne, że to, co nazwałam (za Nityą) moimi ustawieniami fabrycznymi, okazało się w porządku i godne zaufania. A ja w pewnym momencie życia podważyłam je, spróbowałam inaczej. Było to ciekawe i cenne doświadczenie, ale już nie potrzebuję eksperymentować.

Jestem w porządku, one są w porządku, ale niekoniecznie nadajemy pod każdym względem na tych samych falach. Tęsknię za bliskością, ale tych osób do najbliższych nie zaliczę.

Na marginesie - było parę zgrzytów z moją wieloletnią serdeczna przyjaciółką, ale wyszłyśmy z nich zwycięsko. Przyjaźń przetrwała i trwa.

niedziela, 1 grudnia 2024

Spięcie

Smutek.
Autentyczna przykrość.
I o co? O Facebook durnowaty!

Pisałam już: część interakcji przeniosła mi się na Facebook, ale chyba i to czas poważnie zrewidować.

Jakiś czas temu Aśka dla zabawy wstawiła zdjęcie przedstawiające jedynie jej oczy oraz trochę włosów. Opisała: "Czy te oczy mogą kłamać?". Ponieważ włosy obecnie ma ciemne, a na zdjęciu były jasne, zastanowiło mnie, czy to ona czy może jej córka. Spontanicznie napisałam o tym pod zdjęciem.
Po niedługim czasie otrzymałam wiadomość głosową. Tonem wyraźnie podenerwowanym Aśka oświadczyła, że ona sobie mojego komentarza nie życzy, nie ujawnia żadnych szczegółów na temat życia prywatnego i "proszę wykasować ten komentarz". Takimi właśnie oficjalnymi słowami. Potem wyjaśniła, że miała kiedyś ze strony córki mnóstwo nieprzyjemności, gdy wstawiła zdjęcie, które przedstawiało ledwie fragment je postaci.
Przyjęłam do wiadomości i wykasowałam swoją wypowiedź, nie komentując prośby Aśki. A niech jej tam będzie, choć to dla mnie absurdalne.
Dziś Aśka wrzuciła post, który mnie zafrapował i skłonił do refleksji. Refleksją się podzieliłam w komentarzu. Potem dopisała coś D., więc spontanicznie odpowiedziałam. Gotowa byłam przyjaźnie podyskutować na ciekawy temat.
I znowu wiadomość od Aśki, że ona sobie nie życzy pod jej postem prywatnych polemik. Zarzuciła mi, że robię aluzję do starych spraw - a mnie to nawet przez myśl nie przeszło.

Oooo! Tu już nie zdzierżyłam. Wysłałam głosową odpowiedź, żeby się przestała mnie czepiać i jeśli nie chce komentarzy, niech mnie albo zablokuje, albo nie wstawia postów, bo przecież każdy może je zobaczyć i coś pod nimi napisać. Na pewno mimo woli podniosłam głos, bo byłam zdenerwowana. Coś mi znowu odpowiedziała, ja jej, po czym chłodno się pożegnałyśmy.

Aśka, D. i ja to jakiś ostatnio trójkąt dramatyczny. Poznałyśmy się stosunkowo niedawno, najpierw znałam je obie niezależnie od siebie, potem zapoznałam je ze sobą. Było między nami sympatycznie, ale szybko zaczęło dochodzić do rozdźwięków.

D. zaczęła mnie irytować i męczyć, o czym już niejednokrotnie pisałam. Aśka początkowo bardzo przyciagnęła mnie swoim stylem życia, niezależnością, odwagą postępowania po swojemu, życiową dzielnością. Potem zaczęło mnie uwierać, to, co na początku znajomości uznałam za pozory, które mylą. A jednak chyba moja intuicja się nie myliła i Aśka nie jest dla mnie. Zbyt "awangardowa", bezwzględna, w parze z wrażliwością idzie u niej pewna niezbyt przyjemna ostrość.
Rozwijać tego i wyjaśniać już mi się doprawdy nie chce.

Jestem po dzisiejszym spięciu wyprana z energii, choć było krótkie i chociaż sama sobie mówię, że nie ma co się przejmować bzdurami.

Sytuacja się powtarza, a to dla mnie znak, że pora wyciagnąć z niej wnioski:
Nie będę koleżanek unikać na siłę, ale to nie moje "stado", nie moja drużyna.
Mój dawny sposób nawiązywania relacji i towarzyskie wybory nie były od rzeczy. Mogę ufać swoim "ustawieniom fabrycznym" i niekoniecznie próbować je zmieniać, jak to miało miejsce z Aśką. Znajomość z nią to była moja forma wychodzenia poza utarte schematy.


A Facebooka im mniej tym lepiej.
Tylko po cholerę, jeden z drugą, cokolwiek publikujesz, skoro tak niby zazdrośnie strzeżesz swojej prywatności?
Ja, jeśli nie chcę komentarzy, nie prowokuję ich, a jeśli pragnę się uzewnętrznić - muszę liczyć się z tym, że budzi to różne reakcje.