czwartek, 23 maja 2019

Dzień świra.

Znowu miałam trudny dzień. Ta pogoda mnie wykończy! Nawet powiedziałam dziś koleżance z pracy, że jeśli kiedyś umrę, co raczej prawdopodobne, to pewnie w takich właśnie okolicznościach przyrody.
Czuję się zupełnie nierozumiana, niczym przybysz z obcej planety. Staram się obracać swoje złe samopoczucie w żart, ale prawdą jest, że w pracy schroniłam się dzisiaj w toalecie, by uronić łzę nad swoim marnym losem. Co z tego, że w chwilach lepszych, normalnych, wcale go za najmarniejszy nie uważam?
Pozwolę sobie dziś na kilka marudnych wynurzeń. Zaznaczam: mocno subiektywnych i podyktowanych złym dniem.
W takie dni czuję się beznadziejna. Karcę siebie za brak energii, wymyślam od leni. Z wysiłkiem zabieram się nawet za zmywanie naczyń po kolacji. Ba, potrafię machnąć na wszystko ręką i uciec w sen.
W takie dni widzę głównie swoje wady i niedoskonałości.
W taki dzień, dzisiaj, myślałam o swoim wdowieństwie, sieroctwie syna, całym tym nieudanym przedsięwzięciu pt. własna rodzina. O tym, że innym się udaje mieć normalne życie, zdrowe relacje, a mnie los już przy urodzeniu wskazał, gdzie moje miejsce, a potem ukarał, że odważyłam się sięgnąć po więcej, ośmieliłam sie wychylić z przeznaczonego mi kąta w cieniu.
W taki dzień czuję, że życie nie ma mi już nic do zaoferowania. Przedwczesna choroba zabiera mi sprawność i urodę, która i tak należała do "nienachalnych"*. Nikt mnie już nie pokocha, nawet własne dziecko ma mnie w nosie.
W taki dzień mam ochotę wykrzyczeć, że żyję przez pomyłkę.

Serio czasem się zastanawiam, czy nie wybrać się do psychiatry. Mam uszkodzony układ nerwowy i być może to powoduje takie depresyjne stany, gdy wariuje pogoda. Bardzo wyraźnie zauważam ten związek.
Istny dzień świra.

P.S. Czasami myślę, że nie powinnam się dzielić tym, co trudniejsze, mało atrakcyjne. Ale - "Pozwólcie nam krzyczeć".

*Maria Czubaszek mawiała o sobie, że jest "nienachalna z urody".

9 komentarzy:

  1. Zdrowe, udane relacje nie zależą tylko od Ciebie, ale również od osób na które trafiasz. Jest to ważne w związkach, bo przecież związek to praca dwóch osób nad jednym przedsięwzięciem. Sama wszystkiego w związku nie zrobisz, o czym pewnie wiesz, bo były jakieś ważne powody, dlaczego, zanim zostałaś wdową, zostałaś rozwódką. Ja myśle, że z moimi poglądami i ideałami nadawałam się do związku, ale źle wybrałam czy też źle trafiłam, nie potrafię rozsądzić. Nadal uważam, że małżeństwo jest jedno na całe życie.
    Co do psychiatry - warto rozważyć. Miałam w życiu okres, kiedy brałam antydepresanty, byłam wówczas bardzo happy i w związku, i nie wiem do tej pory, co mi dostarczało tego szczęścia więcej - relacja, która obiektywnie rzecz biorąc z dzisiejszego punktu widzenia wcale nie była udana, czy tabletki. Faktem jest, że mogłam wtedy góry przenosić. Dziś biorę inny lek na moją chorobę i też się zastanawiam, czy to przez niego, czy przez chorobę, czy przez przejścia i doświadczenia życiowe jestem mniej emocjonalna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam dzisiaj więcej o Dniu Świra i to chyba wystarczy za odpowiedź oraz komentarz.
      Dobrze jest znać swojego wroga, bo wtedy wiadomo, jak sobie z nim radzić. Myślę teraz, że nie psychiatra, ale jakieś badania poziomu hormonów byłyby wskazane.
      Co do psychiatry, boję się trochę etykietki wariatki, chociaż mnie samej daleko do tego rodzaju przesądów. Boję się piętna jeszcze jednej choroby. Eeeech!
      Poobserwuję jeszcze siebie i zadecyduję o dalszych krokach. Może wystarczy to, o czym napisałam w dzisiejszym poście: odrobina zrozumienia dla siebie i bezwstydne lenistwo pod kocykiem ;)

      Usuń
    2. Spotykam wielu ludzi w PZP i żadna nie ma na czole wypisane 'leczę się psychiatrycznie'. To choroby przewlekłe jak każde inne.
      Ja też się bałam piętna choroby.

      Usuń
    3. Doskonale o tym wiem, Wichurko :) Ja w ogóle żywię niechęć do przychodni i lekarzy wszelkiej maści, unikam kontaktu z nimi, ale niestety, staje sie to coraz bardziej potrzebne (nie chcę mówić "konieczne", bo to mi się za bardzo kojarzy z przymusem). Trzeba się sobą zaopiekować i ułatwić sobie życie.
      Kiedyś, na pewnym spotkaniu poznałam elegancką i kulturalną kobietę. Komentarze po rozejściu się gości brzmiały, że to świetna babka. Nie dalej niż dwa tygodnie później spotkałam ją wśród pacjentów oddziału psychiatrycznego. Odwiedzałam tam mamę leczącą depresję po śmierci mojego ojca. Najwyższy czas przestać traktować choroby psychiczne jak coś niezwykłego i nienormalnego. Przyjaźnię się też z kobietą niesłychanie inteligentną, atrakcyjną jak nie wiem co (serio), która od lat choruje na schizofrenię. Przyjaźń jest zmienna i ulega rozluźnieniom, bo z nią czasem trudno wytrzymać (koleżanka jest niesłychanie dynamiczna, co mnie czasami wręcz wyczerpuje), ale cenię X jako człowieka i osobę.

      Usuń
  2. Też uważam, że powinnaś pójść do lekarza specjalisty, bo całkowicie się rozkleiłaś. Może też wzięłabyś swojego syna, bo nie jest dla Ciebie wsparciem, a powinien być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syn jest jeszcze dzieckiem... jeszcze nie do końca dojrzałym człowiekiem...

      Usuń
    2. Tak, syn jest jeszcze dzieckiem. Oczekuję od niego pewnej pomocy w pracach domowych, ale nie spodziewam się i nie wymagam, żeby wspierał mnie jak dorosły człowiek.

      Usuń
    3. Napisałam wyżej, że wysnułam pewne wnioski co do przyczyn nawiedzającego mnie od czasu do czasu "świra". Poprzyglądam się jeszcze temu i podejmę jakieś kroki zaradcze. Może wystarczy, że namierzyłam wroga?

      Usuń
  3. Też mam takie dni. Dokładnie takie. To tylko historie, które same sobie opowiadamy. Kiedyś przez pomyłkę w nie uwierzyłyśmy i teraz one tworzą nasz świat jak samospełniające się proroctwa. Wszystko da się rozplątać, stworzyć od nowa. Nie trzeba wierzyć lękom. One przyszły i pójdą. My wybieramy, którym myślom uwierzymy. A ta bojąca, wstydząca się część mniej się boi, więcej ma ufności, gdy jest się z nią blisko, jak małe dziecko :) Wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń