piątek, 17 maja 2019

"Pozwólcie nam krzyczeć"*

Boże, ile bym dała, żeby fukcjonować jak normalni zdrowi ludzie.
Mam dzisiaj paskudny dzień, kiedy wszystko mnie drażni, męczy i przyprawia o chęć płaczu. Wiem, że przejdzie, ale póki trwa, czuję się kompletnie nieudanym, stukniętym wybrykiem natury.
Najbardziej boli brak zrozumienia przez innych. Już się nauczyłam, żeby nie obnosić się ze swoimi złymi dniami, bo ludzie reagują na mnie jak na marudę albo skończonego cudaka, prawią mi kazania, każą brać się w garść i nie użalać nad sobą.
A ja - kurrrrrde Maciek (przepraszam, muszę sobie ulżyć, a to urocze przekleństwo ukuła kiedyś bratanica)!!! - naprawdę biorę się w garść i moje życie jest nieustannym przezwyciężaniem siebie, walką o pozytywne nastawienie do rzeczywistości. Nie wiedzą ci wszyscy mądrale, jak często sama sobie tłumaczę, że wszystko jest w porządku, jak często sama siebie popycham do działania, gdy mam ochotę jedynie leżeć i wszystko mieć w nosie.
Proszę, oszczędźcie mi w komentarzach tych morałów. Sama się pozbieram, ale marzę czasem o tym, żeby bez skrupółów dać upust swojej frustracji. Nienawidzę być chora, nienawidzę być zmęczona, nienawidzę tego, że choroba niszczy mi zęby włosy, odbiera energię i urodę. Nienawidzę nie być jak inni ludzie, inne kobiety.
Bardzo źle znoszę negatywny wpływ pogody. Robię co mogę, by się nie poddawać, ale dziś mi się przelało. A największy żal mam do samej siebie, że taka jestem beznadziejna.

Wybaczcie marudzenie, dzisiaj z pełną odpowiedzialnością pozwalam sobie na odreagowanie.

Tytułem wyjaśnienia, choć wcale nie mam takiego obowiązku: jestem chora na dwie przewlekłe choroby, w których zaburzenia emocjonalne nie są niczym nadzwyczajnym. Ale ja ich NIE-NA-WI-DZĘ!!!!!!!!!

*Tytuł powieści Stanisławy Fleszarowej-Muskat

P.S. Automatycznie mi ulżyło po napisaniu tego postu.
P.S. 2 Wibo-morderca złożył mi daninę u stóp - martwego ptaszka. Ot, natura...

11 komentarzy:

  1. Doskonale rozumiem twoje emocje. Również od lat cierpię na przewlekłą chorobę skóry, której nawroty bywają bardzo uciążliwe. Też nachodzi mnie wówczas żal, że choroba tak dużo mi odbiera. Ale podobnie jak ty podnoszę się, czerpię siłę z tego co pomimo choroby udało się mi osiągnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy mi już przejdzie, myślę: "I nad czym było tak kwękać"? A jednak czasami "muszę, inaczej się uduszę". Dziś już mi lepiej. Pogoda bardziej znośna, choć sporo jeszcze pozostawia do życzenia. Rozedrgane nerwy się uspokoiły :)

      Usuń
  2. Każdy ma prawo do gorszego samopoczucia. Wyrazy wsparcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przychodzi mi łatwo przyznanie sobie tego prawa. Pokutują we mnie stare przekazy w stylu: "Weź się w garść!", "Chłopaki nie płaczą" :) Pomyślałam dzisiaj, że nie powinnam się tym dzielić na blogu, że należałoby pisać rzadziej, za to zająć się czymś innym, bardziej się kontrolować. Ale właściwie dlaczego mam za wszelką cenę ukrywać swoje gorsze wydanie? Taka zmienna jestem prawdziwa, daję dowód na to, że doły nie omijają nikogo, ale każdy można zasypać.

      Usuń
    2. Wiesz co, ostatnie dni dla mnie też były trudne, z ulgą wychodziłam z pracy i rano miałam problemy z dźwignięciem się z łózka. Na szczęście w weekend świeciło piękne słoneczko, odpoczęłam, wybrałam się z dziećmi na pikantne skrzydełka i zaraz świat wydał się piękniejszy. Dzisiaj od razu mam bojowe nastawienie na cały tydzień i dobre samopoczucie.

      Usuń
    3. U mnie też wczoraj było pięknie, dobrze i spokojnie. Po zarwanej nocy (jakoś nie mogłam zasnąć) mam ochotę się zdrzemnąć, ale czekają prace domowe.
      A może by tak przespać się godzinkę, a wieczorem nadrobić? W końcu jest się tym nocnym markiem :)

      Usuń
  3. Czytałam całą trylogię Fleszarowej i od tej pory nie lubię Bawarii.
    Jeśli tylko Ci to pomoże, to się użalaj nad swym losem, tylko pamiętaj, że nie jesteś jedyną, inni też mają powody do rozpaczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przeczytałam z zainteresowaniem pierwsze dwa tomy, a trzeci jakoś mnie nie wciągnął. Odłożyłam.
      Aniu, to, że inni też mają kłopoty, zmartwienia i dramaty, jest oczywiste. Ale moje dramaty, tudzież dramaciki są po prostu moje i nie widzę powodu, dlaczego miałabym udawać, że ich nie przeżywam?
      Pogoda wczoraj i dziś mocno daje mi w kość. Teraz już mi lepiej, ale po południu musiałam się zdrzemnąć.
      A przed chwilką zasiałam koperek, pietruszę naciową oraz rządek słoneczników - nie wiem, czy nie przesadziłam z tymi ostatnimi. Pomagał mi sześcioletni sąsiad, bardzo rezolutny chłopczyk.
      Planuję jeszcze lubczyk i szpinak podpowiedziany przez Zenzę. Uwielbiam świeży szpinak!

      Usuń
  4. Był taki mądry gościu. Aleksander Lowen się nazywał. Napisał sporo książek o tym jak "krzyczeć" zdrowo. I jak to wpływa na nasze samopoczucie w każdym aspekcie. Niezależnie od choroby jaką posiadamy. A zapewniam cię, każdy posiada :-)
    Wypróbowałam. Najpierw poczytałam. Potem zapisałam się na krótkie warsztaty. Potem na dłuższe. Ale już po pierwszych było lepiej. Recepta jak recepta. Możesz nie wykupić. Ale mi pomogło, czemu tobie ma nie pomóc?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki, chętnie poczytam. Lubię takie "rozwojowe" lektury.
    Życie mnie już nauczyło, że przed cierpieniem nie warto za wszelką cenę uciekać i słusznie pisał Miłosz, że "jest taka (...) granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie on zaleca jak najbardziej przyjąć owo cierpienie. Ale nie jako krzyż, tylko zobaczyć co to NAPRAWDĘ jest. I wtedy "wykrzyczeć". Znaczy poczuć i przeżyć. Bo najbardziej boli kiedy schowamy.

      Usuń