sobota, 18 maja 2019

Popisałki sobotnie

Zawahałam się po wczorajszym poście, czy ma sens niemal codzienne pisanie na blogu. Jakoś tak sobie ostatnio wypełniam czas i zajmuję myśli. Takie zapiski bywają błahe, mało znaczące, zastanawiam się, czy nie nudne, nie nużące dla czytających. Może się wypowiecie?
Dziś ot, tak przysiadłam na chwilę i zaswędziały paluchy. Piszę :)
Pogoda wpływa na mnie okropnie, musiałam się przespać po powrocie z pracy. Na szczęście po drzemce jakoś doszłam do siebie i nawet pokrzątałam się po mieszkaniu. Walczę z synem o mycie naczyń. Wciąż odwleka. W końcu zdesperowana oświadczyłam, że zabieram kuzyna, który wpadł do niego pograć na komputerze, na zakupy do Biedronki i jeśli wrócę, a sterta nie zniknie ze zlewu, wszystkie obiecane żelki zje kuzyn. Zdaje się, że argument podziałał. Czekam tylko aż chłopaki skończą jakąś tam rundę gry.
Na działce wysiałam dziś koperek, pietruszkę naciową i rządek słoneczników, żeby mi zaglądały w okna. Obawiam się, czy nie przesadziłam z ich ilością, ale - pierwsze koty za płoty. Jestem wszak początkującym działkowiczem. Poradźcie mi tylko, czy między słonecznikami można wysiać maciejkę, bo właśnie pod oknem chciałabym mieć pachnący rządek. Otworzyć okno wieczorem po upalnym dniu... Ach!
Do pomocy na działce zgłosił się sześcioletni sąsiad, rozmowny, bystry chłopaczek. Kilka razy odruchowo zwróciłam się do niego "synu". Zareagował zaskoczeniem, ale stwierdził, że podoba mu się to. Mam więc namiastkę drugiego dziecka. Tak lubię maluchy, a mój jedynak to już kawaler z grubym głosem i trądzikiem młodzieńczym, mający swoje sprawy i sekrety. Już go nie zabiorę na spacer, kiedy mi przyjdzie ochota.
Dziś ogólnopolskie nocne zwiedzanie muzeów i syn oczywiście oświadczył, że woli zostać w domu. Samej chyba nie chce mi się iść, bo od kilku lat co roku bywam na tej imprezie i nic nowego już mi raczej nie zaoferuje. Może poczytam w domu książkę, a może włączę sobie jakiś film z internetu. Się zobaczy.

17 komentarzy:

  1. Hmmm, poczułam się wywołana do odpowiedzi, bo to ja między innymi nagabywałam Cię i prosiłam o wznowienie bloga. Poznałam Cię kiedy zaczęłaś pisać "Tysiącem barw..." (bodajże dzięki Margarytce). I pomimo tego, iż w swoich ulubionych blogach mam głównie: kulinarne, o zdrowym odżywianiu bądź robótkowe (czy diy), a Ty jesteś jedyna "pamiętnikowa", bardzo lubię Cię czytać! Czytam właśnie teraz Twojego pierwszego bloga (jestem we wrześniu 2009 roku!), a teoretycznie jestem na maxa zajętą kobietą posiadającą konkubenta i dwójkę dzieci ;)
    Może piszę trochę chaotycznie, ale chodzi mi o to, że jak masz ochotę, to powinnaś pisać kiedy i o czym chcesz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że mój blog to "mój kawałek podłogi", ale miewam dylematy. Ostatnio zaspokajam głód blogowania po długiej przerwie, ięc sporo notuję.

      Usuń
    2. P.S. Przyznam, że niektóre stare posty i przemyślenia czytam z pewnym zażenowaniem. Młoda byłam i głupia... ;)

      Usuń
    3. A właśnie, że nie byłaś. Popatrz na nie jak na drogę, którą przeszłaś i ile się od tej pory nauczyłaś. Ja, jak przeczytałam pamiętniki z liceum, WOW, jak ja polubiłam tę dziewczynę. A nie znosiłam jej całe życie :-)

      Usuń
    4. Jest w moich dawnych pamiętnikach sporo treści, pod którymi i dziś się podpiszę. Przetrwały i obroniły się te najważniejsze wartości. Dumna jestem z tego.

      Usuń
  2. Ja też kiedyś pisałam w formie pamiętnika, co dawało mi sporo ulgi w okresach złych i pozwalało uporządkować emocje.
    Jak piszesz o codziennych sprawach, to mam wrażenie, że w Twoi życiu bezustannie się coś dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkałam kiedyś na stancji z dziewczyną piszącą pamiętniki. Mówiła, że jeśli nie utrwali dnia na kartkach, ma wrażenie, że go wcale nie było :)

      Usuń
  3. P.S. Gdy po latach wracam do starych zapisków, te najbanalniejsze chwile ożywają i nabierają uroku. Uśmiecham się do spacerów z mężem czy obierania papierówek do białego rana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego żałuję, że z moich zapisków blogowych ze "starego" życia nic sie nie zachowało. Milutko wrócić do minionych dni, zwłaszcza gdy oposy dotyczyły dzieci i ich zachowań, odkrywania świata.

      Usuń
    2. O tak, cudowne jest to odkrywanie świata z dzieckiem. Wspominam je z ogromnym sentymentem. Teraz mam tego namiastę w małym sąsiedzie. Jest w takim wdzięcznym wieku - 6 lat.

      Usuń
  4. Marto, Tój blog jest typowym pamiętnikiem, bo chyba kiedyś była taka idea blogów. Mój pierwszy blog na Onecie był swego rodzaju pamiętnikiem, ale potem doszłam do wniosku, że nie warto się uzewnętrzniać, bo blogowe trolle to wykorzystają.
    Co do słonecznika, który Ci kiedyś zasugerowałam, to powinnaś kupić niewysoki, bo u nas zwykłe słoneczniki wyrastają na dwa metry. Ty chyba masz gorszą ziemie od naszej, to może będą niższe.
    Raz tylko siałam maciejkę i wyrosła na metr, po czym się położyła, tworząc gruby wał, więc przestałam ją siać.
    Do wszystkich moich uczniów mówiłam: "synku" lub "córeczko" i nikt się na mnie nie obrażał, bo w tym nie ma niczego złego.
    Dodam jeszcze, że gdy słonecznik dojrzeje, będziesz mieć urwanie głowy z wróbelkami, które go obsiądą i będą wyskubywać ziarenka, a przy okazji wszędzie go rozsieją. Kiedyś kilka słoneczników położyłam na balkonie, aby wyschły i wróbelki obskubały je doszczętnie, pozostawiając na balkonie mnóstwo łupinek. Czyniły przy tym ogromny hałas. Od tej pory nie zrywamy słoneczników, pozostawiając je na pastwę wróbelków.
    Widzę, że wychowujesz syna metodą szantażu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka pamiętnikowa konwencja zdecydowanie najbardziej mi odpowiada, choć oczywiście zawsze trzeba mieć na uwadze, że to wypowiedź publiczna i nie ze wszystkiego można się zwierzać. Trollami już się raczej nie przejmuję, tych najgroźniejszych, bo znajomych i bliskich (fizycznie) już nie ma, a obcy nie są w stanie tak bardzo mnie poruszyć.
      Myślę, że z przyjemnością poprzyglądam się wróbelkom na słonecznikach. Marzy mi się jescze słoninka dla zimowych sikorek, muszę wykombinować odpowiednie miejsce. Problem tylko z Wibusiem, bo drań zasmakował w mordowaniu ptaszków i wczoraj przyniósł nam już drugiego. Nie wpuściłam go z nim do domu.
      Synek sąsiadów jest tak uroczy, że miałam ochotę wziąć go dzisiaj na kolana i wycałować jak własne dziecko. Z wiadomych względów poprzestałam na pogłaskaniu po głowie i policzku.

      Usuń
    2. P.S. Już nieraz żartowałam, że szantaż podstawą wychowania :)

      Usuń
    3. Karmnik dla sikorek i innych ptaszków najlepiej umieszczać na metalowej rurze wkopanej w ziemię, bo żaden kot tam nie da rady wejść- będzie się ślizgał.
      Pamiętaj, aby codziennie pleć zielsko, powinnaś kupić sobie tzw. pazurki, bo dzięki temu wyciągniesz zielsko z korzeniami.
      Twój Młody zbyt długo nie był pod Twoją opieką i się rozbisurmanił.

      Usuń
    4. Trochę się rozbisurmanił, to fakt. Wymaga to ode mnie pracy i koncentracji na dziecku, a o to nie zawsze jest łatwo, gdy się zmaga człowiek z własnymi problemami, i niedomaganiami. Tej zimy czułam się tak nie do życia, że zaniedbałam rodzicielską kontrolę. Miśka trzeba jeszcze pilnować, niestety.

      Usuń
  5. Oczywiście drugi wyraz poprzedniego komentarza miał być "Twój".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, zdarza się w najlepszych rodzinach ;)

      Usuń