sobota, 28 grudnia 2024

Presja środowiska

Czasu dla siebie, na różne rozmyślania, czytanie, pisanie mam teraz od groma, więc korzystam.

Trochę tęsknię do ruchu, większej aktywności, ale ciało niedomaga, chodzę niczym po rozkołysanym statku, buja mnie na prawo i lewo. To zniechęca.

Szykuje się "latanie po lekarzach". Ha! trudno!

Urozmaicam sobie tę bezczynność częstym konwersowaniem z najlepszą przyjaciółką przez telefon.

Przyjaciółka jest schorowana, tuż po dwudziestce się zaczęło, choroba jest przewlekła i postępująca, mocno ją ogranicza. Reumatyzm bywa naprawdę drastyczny i bardzo bolesny.

Dziś odważyła się... nie przyjąć księdza po kolędzie. Na wsi i w małym miasteczku, na naszym Podkarpaciu to naprawdę awangardowe.
Wsparłam ją chwaląc, że postąpiła mądrze, bo po prostu zadzwoniła do księdza ze swojej parafii i szczerze się z nim rozmówiła, że nie ma siły przygotować mieszkania, że domownicy jej nie wspierają, że ją to krępuje... Ksiądz zrozumiał.
A w tej parafii - i nie tylko w tej - proboszcz ma naprawdę wiele do powiedzenia, w czasie mszy potrafi napiętnować imiennie osoby, które wyłamują się z obowiązujących zasad.

Ja w tym roku też daję sobie spokój z kolędą.

Koleżanka przyjaciółki, bliżej Polski centralnej, zdziwiona skomentowała, że u nich to już zupełna normalka, że kto nie chce, księdza nie przyjmuje, i nikt nie jest tym zbulwersowany.

W moim regionie żyje się jeszcze mocno tradycyjnie. Przekonałam się jednak, że i tak jest już "postępowo", gdy mi pewien Najlepszy Kolega relacjonował, jaką sensację w jego miejscowości wzbudziły moje u niego odwiedziny. A cóż dopiero odmówić duszpasterskiej wizycie ; huczałoby we wsi!

6 komentarzy:

  1. Ciekawy temat. Ja też wcześniej odczuwałam presję w wielu dziedzinach, nie tylko w kwestii przyjmowania księdza po kolędzie. Szersze zagadnienie. Dziś żyję, jak chcę. Niektóre moje decyzje z punktu widzenia moralności są złe - ale ja się dobrze z nimi czuję, co więcej, mam przeczucie, że dobrze postępuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie podstawą moralności jest: nie krzywdzić innych. A poza tym róbta, co chceta ;)

      Usuń
  2. Cóż, przekonanie, że katolicyzm jest religią najważniejszą bazuje na złudzeniu budowanym przez presję środowiska. Miałam np. bierzmowanie, na zasadzie "bo wszyscy tak robią". Z kolędą moi rodzice jeszcze potrzebują się samooszukiwać - zamiast powiedzieć księdzu, że nie przyjmują, wyjeżdżają w tym czasie do sklepu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja podjęłam decyzję rok temu i pomógł mi przypadek, bo rzeczywiście potrzebowałam w dniu kolędy wyjechać w ważnej sprawie. Poczułam ulgę, że mnie ominęła ta cała "impreza", a w tym roku zdecydowałam: koniec samooszukiwania. Skoro w kościele pojawiam się sporadycznie, to co się będę wygłupiać z kolędą?

      Usuń
  3. Tutaj wszyscy sąsiedzi na ulicy przyjmują kolędę. Nasz dom to taka wysepka ateizmu. W sumie nie mam zdania- jeżeli ktoś potrzebuje takiego "cyrku", to niech sobie robi. Mnie tylko lekko bulwersuje wizyta księdza w domu wiernego raz w roku i często ksiądz się w tym domu szarogęsi. Jak spokój to OK, ale jak poucza, krytykuje, a na drugi rok znowu jest w tym domu, to już się dziwię. Być upokarzanym we własnym domu przez "namiestnika Boga" i jeszcze mu za to dawać forsę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam swoje zdumienie w pracy, bo starsze koleżanki szykowały całe poczęstunki dla księdza. Jakiś obiad albo ciasto...
      Myślę, że taka wizyta może być dobrym, serdecznym spotkaniem, ale ja takich wspomnień nie mam, zawsze było sztywno, drętwo, oficjalnie. Nic, na co czekałoby się z radością, czysta formalność. Nic mi to nie dawało i nie daje.
      Za to pamiętam, jak odwiedzili mnie kiedyś świadkowie Jehowy i choć zamierzałam ich kulturalnie spławić, coś mnie tak w rozmowie zafrapowało, że... skończyło się kilkoma bardzo interesującymi spotkaniami. Odpuściłam, gdy zaczęli zbyt wyraźnie agitować, ale miło wspominam te dyskusje, sporo ciekawostek poznałam.

      Usuń