Nie wiem, czy uda mi się uniknąć chaosu w moim poście, bo chcę pokrótce streścić ostatnie dni, w których miałam mniej czasu na pisanie. Jest późno, wiec nie chcę się rozwlekać.
Do pracy wróciłam w czwartek, sfrustrowana już przedłużającym się samotnym pobytem w domu. Pracowało mi się wspaniale, psychiczny odpoczynek, oderwanie od codziennej rutyny bardzo zaprocentowało i przełożyło się na jakość pracy. Niestety już drugi dzień okazał się nie tak różowy. Odczuwałam zawroty i ból głowy, totalny brak koncentracji, osłabienie. W połowie dniówki poddałam się i poprosiłam dyrektorkę o zwolnienie. Wróciłam do domu i natychmiast zasnęłam w swoim ciepłym łóżeczku.
W domu funkcjonuję już nieźle, ale w domu żyje się innym rytmem, ma się możliwość położenia na chwilę, odpoczynku. Jestem ciekawa, jak poradzę sobie we wtorek.
Ze spraw domowych przydarzyła mi się awaria pralki. Obawiałam się, że może czeka mnie kupno nowego sprzętu, ale chwała Bogu, poprosiłam o pomoc sąsiada i temu udało się naprawić szkodę. Z wnętrza pralki wydobył - piłeczkę pingpongową, która dostała się pod obudowę i zatkała pompę odprowadzającą wodę. Zapewne tkwiła tam kilka lat, ale z czasem zassała się w tej pompie, skutecznie ją zatykając.
Powiedziałam sąsiadowi, że go kocham (jak brata) ;D Odwdzięczę się jakimś prezentem.
Na dzisiejszy wieczór zaprosiła mnie do siebie siostra. Spędziliśmy przyjemny wieczór w towarzystwie naszego brata i bratowej oraz siostry męża. Czas umilały nam oglądane w internecie kabarety. Nie pamiętam już wykonawców, ale byłam zdegustowana. Nigdy nie poświęcałam współczesnym kabaretom należytej uwagi. Z własnej inicjatywy wybieram zupełnie inne rzeczy do oglądania, a w towarzystwie nigdy nie śledziłam kabaretów uważnie, bo przecież toczą się też różne rozmowy. Miałam jednak zawsze wrażenie, że rozrywka jest raczej kiepska. Dziś to wrażenie potwierdzam z całym przekonaniem.
Co za prymitywizm! Wręcz debilizm. Pewnie nie wszystkie kabarety są na podobnym poziomie, ale to była istna żenada, humor rodem spod budki z piwem. Nie jest mi obce mniej subtelne poczucie humoru, nie pozuję na wyrafinowaną intelektualistkę, znam niejeden świński kawał, przeklinać też potrafię, ale zostawmy prostactwo tam, gdzie jego miejsce. Oto przykład humoru, z którym dane było mi dzisiaj obcować: "...Jest taką totalną chłopczycą, że w ogóle nie używa podpasek". Inny tekst był o tym, jak pewna kobieta (cytuję! tylko cytuję) "jedzie p...dą po bandzie" a najlepiej jej ta jazda wychodzi, gdy ma "te dni", a jeszcze inny, że "Jedyne, czego Pudzian nie może podnieść to jego k...as". I oczywiście "k...a" w co drugim zdaniu.
Ludzie! Co za dno! Kabaret kojarzył mi się ze szlachetną rozrywką i inteligentnym poczuciem humoru, a to???
W końcu oświadczyłam, że mnie to nie kręci i że odzywa się we mnie introwertyk spragniony już odosobnienia, po czym poszłam do domu.
Zanim jednak poszłam, zatrzymałam się z bratową na papieroska (ja nie palę). Wywiązała się przykra rozmowa o kłopotach bratowej, opiekującej się dementywnie chorą matką - a to nie jedyna bolączka w jej życiu. Emocje popłynęły niepowstrzymanym strumieniem. Bratowa dała upust całemu zmęczeniu, złości, pretensji do losu. Było to bardzo nieprzyjemne. Niestety, nie wiem, czy potrafię jej pomóc, a jest w fatalnym stanie psychicznym i moim zdaniem bezwzględnie potrzeba jej wsparcia, którego najbliżsi nie zapewniają. Opieka nad pacjentem z demencją to oprócz różnych kłopotów z jego psychiką - również zwykły brud i smród, fizjologia i fizyczna praca.
Tak oto wyglądały moje ostatnie trzy dni.
Miałam dziś jeszcze być na pogrzebie, ale tak nieuważnie czytałam klepsydrę, że pomyliłam godziny. Gdy dotarłam na cmentarz, było już po wszystkim.
Odeszła z tego świata nasza emerytka, wieloletnia pracownica oddziału dla dzieci naszej biblioteki. Wychowała pokolenia czytelników, wielu znajomych w wieku moich rodziców, przychodziło do niej po książki w dzieciństwie. Odeszła nieodłączna - zdawało się - część naszego miasta. Obserwowałam jej powolne, ale nieubłagane odchodzenie (chociaż długo była sprawna), bo od czasu do czasu posyłano mnie do niej z pracy w różnych sprawach, jak na przykład zanieść dokument do podpisania.
Powoli życie oswaja nas z myślą o własnym finiszu.